Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy opowiadają o swoim pierwszym zimowym wejściu na Mount Everest przed trzydziestu laty.
Nie ma to jak rodzina. Zwłaszcza gdy jeździ na nartach. Specjalne atrakcje i oferty dla tak świetnej klienteli czekają we wszystkich stacjach alpejskich. Szkolne ferie to stan podwyższonej gotowości. Szacuje się, że z powodu marnej zimy w kraju w Alpy wybierze się nawet pół miliona Polaków więcej niż zwykle.
Coraz więcej narciarzy przesiada się na twin tipy – narty zagięte do góry z przodu i z tyłu. Można na nich jeździć dowolną techniką i w każdych warunkach.
Teraz Mirosław Szumny, nauczyciel geografii, myśli krótkodystansowo. Teraz Himalaje to droga z Osiedla A do liceum, cały dzień nauczania o Ziemi i powrót do schroniska dom. Świat Szumnego stał się powolny, ma wielkość miasta Tychy.
W Tatrach od 1 grudnia nie ma żadnych zakazów, można iść w góry przy największych nawet zagrożeniach lawinowych, na najtrudniejsze szlaki, nawet z dziećmi czy po pijanemu. Akcje ratunkowe – jak dotąd – na koszt podatników.
W Polsce jest 20 przewodników posiadających uprawnienia do wspinania się po górach całego świata, dla 5 z nich jest to sposób zarobkowania. Np. rejon Himalajów zdominowała firma Ryszarda Pawłowskiego, a trekingi w okolice znanych gór – Macieja Berbeki.
W górach od kilku lat trwa wojna. Naprzeciw siebie stanęli przewodnicy wysokogórscy dysponujący wieloletnim doświadczeniem i międzynarodowymi licencjami oraz firmy oferujące usługi przewodnickie bez licencji, za to znacznie taniej. Pierwsi nazywają konkurentów piratami, drudzy mówią o chęci zagarnięcia całości zysków z turystyki górskiej.