Marsz związkowców ma dobić rządową watahę, którą i tak trzy dni później rozdziobią i kruki, i wrony. Już krążą złowrogo nad głową pani premier – przez niektóre posłanki nazywaną wdzięcznie „Kopaczową”.
Podatek górniczy zapłacimy w rachunkach za prąd, chyba że Komisja Europejska uzna to za niedozwoloną pomoc publiczną. Ale tym będzie się martwił już następny rząd.
Górnicy są zdziwieni, działacze na rzecz ochrony środowiska zachwyceni. Komentatorzy polityczni zastanawiają się nad decyzją prezydenta: to wypadek przy pracy czy PiS zmienia front w sprawie węgla?
Polskie górnictwo znów doszło do ściany. Ścianę wielokrotnie przesuwano, więc teraz grozi zawałem. Trwa rozpaczliwa walka, by dotrwała przynajmniej do wyborów.
Plan jest podobno znakomity i bardzo tani (1,5 mld zł). Wszystkie poprzednie, które się nie powiodły, też były znakomite. W kopalnie wpompowaliśmy już hałdy pieniędzy.
W 1999 r. straciły prawa do rent po tragicznie zmarłych mężach, górnikach. Teraz mają nadzieję, że dzięki Ewie i Beacie uda im się je odzyskać.
Górnicy Jastrzębskiej Spółki Węglowej zgodzili się na program zaciskania pasa pod warunkiem, że nie będą już więcej oglądać prezesa Jarosława Zagórowskiego, autora tego programu. W poniedziałek wrócą do pracy, jeśli prezes do pracy nie wróci.
Lekarze, górnicy, rolnicy, frankowcy, muzycy, znów górnicy i naukowcy. Szykują się następni. Czy widzicie nadciągające tsunami konfliktów społecznych? Sorry, taki mamy klimat. Polityczny, społeczny i kulturowy.
Strajk w Kompanii Węglowej był po to, żeby nikt z górników nie stracił pracy. Strajk w Jastrzębskiej Spółce Węglowej jest po to, by jedna osoba pracę straciła: prezes Jarosław Zagórowski. Za co oni go tak nie znoszą?
Premier Ewa Kopacz myślała, że leje olej na wzburzone fale w Kompanii Węglowej, a tylko dolała oliwy do ognia.