Cud jakiś czy co? Cud czy nie cud, w każdym razie kasa jest, wszystko gra. Można z niej do górniczych, otwartych ochoczo portfeli trochę sypnąć.
Parlament cichcem i w błyskawicznym tempie przyjął nowelizację tzw. ustawy górniczej, która związkowcom z likwidowanych kopalń przyznaje przywileje identyczne, jak górnikom pracującym pod ziemią.
O północy z 30 na 31 grudnia wyjechała z zabrzańskiej kopalni Makoszowy ostatnia tona węgla. Symboliczna z wielu powodów.
W kilku zapalnych miejscach na Śląsku pojawiły się protestacyjne transparenty i skandowano: „PiS grabarzem polskiego górnictwa”.
Dlaczego to właśnie na Śląsku doszło do największego buntu przeciwko stanowi wojennemu, dlaczego to właśnie górnicy z „Wujka” zapłacili najwyższą w kraju cenę?
Żadna branża w kraju i na świecie nie posiada właściciela o tak gołębim sercu. Tak jest i tym razem: 1 maja Polska Grupa Górnicza ma zastąpić bankrutującą Kompanię Węglową.
W czasie kampanii wyborczej na Śląsku partie licytowały się, kto więcej obieca górnikom. Najwięcej obiecało PiS. I teraz ma kłopot.
PiS zapowiadało cudowny lek na chorobę trapiącą polskie górnictwo węgla kamiennego, ale będzie musiało zaaplikować górnikom serię bolesnych zastrzyków. Kosztownych i bez gwarancji, że pacjentowi to pomoże.
Wymyślił sobie, że zostanie górnikiem, Cygan jeden.
Bez zamykania kopalń się nie obejdzie – wkrótce okaże się, że wyborcze maszkiety trafił szlag.