Wśród wielu zapowiadanych kataklizmów, które mają na nas spaść jako kara za zatruwanie atmosfery gazami cieplarnianymi, wymienia się gigantyczną powódź, która nastąpi po stopnieniu lodów Antarktydy. Ile jest prawdy w złowieszczym proroctwie?
W Brukseli ogłoszono dramatyczny raport, potwierdzający zmiany ziemskiego klimatu. Tym razem przyjęto go ze śmiertelną powagą. Świat ogarnia gorączka, której skutki możemy odczuć znacznie prędzej i dotkliwiej niż samo zapowiadane ocieplenie.
W 1985 r. nie było już wątpliwości – warstwa znajdującego się w stratosferze ozonu radykalnie się zmniejszyła. Zawinił człowiek.
Ciepły grudzień, ciepły styczeń, na trasach narciarskich trawa i kamienie. Czy to kaprys pogody, czy trwałe zjawisko? Media ogłosiły już ocieplenie klimatu, nazywając je klęską gorszą od wojen. Naukowcy spodziewają się jednak rychłego ochłodzenia.
Al Gore, były wiceprezydent USA, stał się orędownikiem działań na rzecz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Wielu ekspertów uważa jednak, że są na świecie pilniejsze sprawy do rozwiązania.
Rosja podpisała Protokół z Kioto. To odwleka na pewien czas wyrok śmierci na wyspy Tuvalu, niewielki archipelag na Pacyfiku.
Topnieją śniegi Kilimandżaro. Cofają się lodowce Alaski. Niknie lodowa pokrywa Arktyki. Chudnie lądolód zachodniej Antarktydy. Nie brak dowodów, że cywilizacja zafundowała sobie ocieplenie klimatu; ale nie brak też głosów, że przyroda zmierza w przeciwną stronę – ku kolejnej epoce lodowej. Jak jest naprawdę?
Naukowcy przestrzegają, że za kilkadziesiąt lat może się stopić nawet połowa lodów Arktyki. Ale może to mieć swoje dobre strony: skrócą się znacznie drogi morskie między Europą a Azją i Ameryką.
Globalnemu ociepleniu można przeciwdziałać, wykorzystując do tego morski plankton – twierdzą niektórzy naukowcy. Inni zaś ostrzegają, by nie manipulować przy klimacie.