Blisko 200 tys. zakażonych i ponad 20 tys. ofiar śmiertelnych wirusa nakazuje daleko idącą ostrożność w planowaniu stopniowego odmrażania gospodarki i powrotu do status quo ante. Co będzie dalej?
Włosi muszą jak najszybciej odzyskać przynajmniej część tego, co stracili wskutek pandemii. Tylko w marcu co tydzień PKB Italii zmniejszał się o 13 mld euro.
Choć statystyki lekko wyhamowały, nikt tutaj nie świętuje. Wirus zaczyna się przesuwać na południe, do gorzej przygotowanych regionów. A politycy chórem proszą o pomoc Brukselę.
Na północy Włoch brakuje wszystkiego: od rękawiczek po respiratory, od butli z tlenem po skomplikowaną aparaturę medyczną. Na południu nie ma nic.
Wobec palącej potrzeby rząd Włoch zdecydował się wysupłać 50 mln euro na przebranżowienie blisko setki zakładów i realizację linii produkcyjnych rodzimych maseczek.
Liczba zakażonych we Włoszech zbliża się do 4 tys., zmarło 148 osób. Rząd zamknął szkoły, zawiesił rozgrywki sportowe i przygotowuje się na gospodarczy krach. Wirus uderza też w personel medyczny.
Zaprzysiężony właśnie gabinet przynajmniej na papierze wydaje się dużo bardziej proeuropejski niż poprzedni. Ale choć populiści z Ruchu 5 Gwiazd dostali mniej eksponowane teki, wciąż mogą sabotować relacje z Brukselą.
Po 10 dniach konsultacji z partyjnymi liderami prezydent Sergio Mattarella zaoferował Giuseppe Contemu powrót na stanowisko szefa rządu i stworzenie nowego gabinetu. Tym razem ma go wspierać Ruch 5 Gwiazd w koalicji z lewicą, a nie Ligą Matteo Salviniego.
Trwający już prawie dwa tygodnie kryzys w Rzymie zakończy się przedterminowymi wyborami. Faworytami jesiennego głosowania są Matteo Salvini i jego Liga. Wiele będzie też zależeć od Silvio Berlusconiego.
Z niedawnych partnerów w rządzie szef Ligi i drugi z wicepremierów Luigi Di Maio stali się śmiertelnymi wrogami. Przyspieszonych wyborów chcą wszyscy gracze na scenie, w tym lewicowa opozycja.