Po roku prezydentury George’a W. Busha jego gwiazda świeci w Ameryce pełnym blaskiem. Okazało się, że popularność prezydenta nie jest zjawiskiem sezonowym, związanym tylko z wydarzeniami 11 września, po których jego notowania w sondażach skoczyły do 90 proc. Mimo recesji utrzymują się do dziś na niewiele niższym poziomie.
W mieście nie możemy się doliczyć tysięcy ludzi, jednym z nich jest prezydent – komentował z goryczą nowojorski strażak uczestniczący w akcji ratunkowej na Manhattanie. Zamiast prezydenta na prawdziwego bohatera, umiejącego podnieść morale Amerykanów, wyrósł burmistrz Rudolph Giuliani. Ale George Bush odrabia straty i stanął przed wielką szansą, jaką los daje nielicznym – w godzinie próby.
– Jak przyjmuje pana Pol-ska? – zapytałem prezydenta George’a W. Busha w czasie jego wizyty w Warszawie. – Jestem zachwycony – odpowiedział z promiennym uśmiechem. Miał wszelkie powody do zadowolenia. Warszawa, a zwłaszcza Uniwersytet Warszawski urządzili w nowej bibliotece imprezę naprawdę świetną, a chór uniwersytecki w dwa dni prób opanował brawurowo zaśpiewany hymn amerykański. Wreszcie, w ramach całkiem już prywatnej dyplomacji, stojąca na schodach za Bushem studentka Ośrodka Studiów Amerykańskich UW Magdalena Grott robiła mu zdjęcie na pamiątkę, czym George W. tak się rozczulił, że sam zaoferował pozowanie do zdjęcia z nią, a w roli fotografującego wystąpił Aleksander Kwaśniewski. Magdalena, o czym już prezydenci nie wiedzieli, jest również na rusycystyce. Tym samym ta młoda Polka, studiująca jednocześnie amerykański i rosyjski, stała się przypadkowym, lecz symbolicznym widzem pierwszej europejskiej podróży przywódcy wolnego świata.
George Bush, ojciec wizytującego właśnie nasz kraj prezydenta USA, odwiedził Polskę sześć razy, w tym dwa jako urzędujący prezydent. Najbardziej doniosła była wizyta numer dwa w 1989 r., tuż po słynnych polskich wyborach parlamentarnych 4 czerwca, ale za najbardziej niezwykłą uchodzi wizyta numer jeden z 1987 r. Bush, wtedy jeszcze wiceprezydent w ekipie Ronalda Reagana, przybył do Polski rządzonej przez komunistów i oficjalnie wrogiej Stanom Zjednoczonym. Najbardziej pamiętnymi momentami tamtego pobytu były: spotkanie z Lechem Wałęsą, wspólny obiad z liderami wciąż zdelegalizowanej Solidarności, bezprecedensowe przemówienie „na żywo” w polskiej telewizji, a także nieoczekiwane wizyty złożone państwu Salwowskim i państwu Dąbrowskim – rolnikom z gminy Łomianki.
Jan Nowak-Jeziorański. Działacz Polonii w USA, były dyrektor Radia Wolna Europa
Kataklizmu, jaki dosięgnął prezydenta Busha, należało się spodziewać. Republikańska większość w Senacie wisiała przecież, przy równym podziale mandatów (50–50), na jednym głosie wiceprezydenta Cheneya, który jako jego przewodniczący gwarantował republikanom przewagę. Teraz tego jednego głosu przewagi zabrakło. Może to mieć ważne skutki dla Ameryki i dla świata.
Sędziwy Ronald Reagan, złożony chorobą Alzheimera, obchodził w lutym 90. urodziny w zaciszu swego rancza w Kalifornii, ale rocznica ta była w USA wydarzeniem nie tylko prywatnym. Jego imieniem nazwano nowy lotniskowiec, po raz pierwszy honorując w ten sposób żyjącego prezydenta. Reagan, niezwykle popularny w społeczeństwie, ale rozmaicie oceniany przez amerykańskie elity, po latach jakby urósł w ich oczach. Nic dziwnego, że nowa amerykańska administracja i jej szef kreują się – albo raczej są kreowani – na duchowych spadkobierców Ronalda.
Każdy amerykański polityk obiecując złagodzenie podatków może liczyć na wdzięcznych słuchaczy. Niektórzy, jak Ronald Reagan w 1980 r., obietnic swych dotrzymują, inni, jak George Bush w 1989 r., łamią je, gdy dochodzą do wniosku, że skarbu państwa nie stać na obniżki. Obecnemu prezydentowi można tylko pozazdrościć: zastał finanse kraju w takiej kondycji, że w przeciwieństwie do swego ojca bez problemów dotrzyma wyborczej obietnicy i obetnie podatki. Jedyna kwestia to jak szybko, o ile i kto z tego dobrodziejstwa najwięcej skorzysta.