Ostatnie wybory w Urugwaju i lokalne w Brazylii oraz Chile ożywiły spór o przymus głosowania. Czy zmuszanie obywateli do wyboru uratuje demokrację?
Koalicja 15 października wygrała wybory samorządowe. Ale jeśli przypomnieć, że partie koalicyjne uzyskały łącznie 51,1 proc. głosów, to w wyborach prezydenckich jeszcze nic nie jest pewne – i w kampanii potrzebna będzie ogromna determinacja.
Od 15 października najsłynniejsze osiedle w Polsce. To tu ludzie w kolejce do głosowania w wyborach parlamentarnych stali do trzeciej rano, dyskutując, częstując się herbatą i kawą przynoszoną z pobliskich bloków. Rada osiedla już zdecydowała, że 15 października Jagodno będzie obchodziło swoje święto.
Wysoką frekwencję w wyborach parlamentarnych prezydent Andrzej Duda skomentował: „Wszyscy pamiętamy, że przed 1989 r. tylko świnie chodziły na wybory”. Pamięć jest zawodna, a rzeczywistość PRL bardziej skomplikowana.
Podwarszawskie miasteczko jako bryk najnowszej historii Polski.
W rozstrzygniętych właśnie wyborach do Sejmu i Senatu nie brakowało niespodzianek, a jedną z najpoważniejszych była frekwencja. Zagłosowało 74,38 proc. uprawnionych, czyli prawie 22 mln osób.
Wiele wskazuje na to, że frekwencja w wyborach prezydenckich będzie wysoka. Mimo wirusa i braku ogólnopolskich kampanii zachęcających do głosowania.
Młodzi wpłynęli znacząco na wynik ostatnich wyborów, młodzi wzięli sprawy w swoje ręce, powtarzają komentatorzy. Wygląda więc na to, że Synczyzna wygrała z Ojczyzną uosabianą przez braci Kaczyńskich. Może zatem Donald Tusk powinien dziękować nie tylko Władysławowi Bartoszewskiemu, ale także Witoldowi Gombrowiczowi, który z zaświatów patronował buntowi tej młodej Polski?
Czy obowiązek uczestniczenia w wyborach to lekarstwo na coraz niższą frekwencję?
Czy obowiązek uczestniczenia w wyborach to lekarstwo na coraz niższą frekwencję?