Nad ranem ukraińskie siły zatopiły u wybrzeży Krymu duży okręt desantowy „Cezar Kunikow”. To już piąty należący do Floty Czarnomorskiej wyłączony ze służby, w tym trzeci zatopiony, czyli stracony bezpowrotnie. Zostały cztery.
Coraz więcej statków wypływa z czarnomorskich portów Ukrainy, nawet z Odessy. Nie są zatrzymywane przez Rosjan ani w drodze do Ukrainy, ani z powrotem. I choć to wciąż niebezpieczna żegluga, kapitanowie coraz częściej podejmują to ryzyko.
Współczesna obrona przeciwlotnicza pozwala na tworzenie tzw. stref antydostępowych. To rejony, w których lotnictwo przeciwnika nie jest w stanie działać ze względu na niemal pewne zestrzelenie. W Ukrainie takie strefy są właściwie nieprzenikalne dla samolotów.
W ostatnim okresie nasiliły się ukraińskie ataki na okupowany Krym, a dokładnie na rosyjskie obiekty wojskowe na półwyspie. Wspomniane uderzenia idą w kierunku sparaliżowania Floty Czarnomorskiej. A co dalej?
Dwa okręty zniszczone za jednym zamachem, potem system obrony powietrznej i instalacje walki radioelektronicznej.
O stratach w rosyjskiej flocie w walkach z państwem, które własnej floty nawet nie ma, krążą już dowcipy. Rosja nadal jednak panuje na Morzu Czarnym, dlatego eksport płodów rolnych musi iść lądem, m.in. przez Polskę.
Dzisiaj nad ranem ukraiński atak spadł na port w Sewastopolu. W suchym doku wywołał spory pożar, który wyłączył z działania dwa okręty Floty Czarnomorskiej. W tym samym czasie miało dojść do tajemniczej awarii systemu Starlink.
We współczesnych konfliktach zbrojnych okręty podwodne zachodnich państw najczęściej były wykorzystywane do ataków na cele lądowe z użyciem pocisków skrzydlatych. Osiem okrętów podwodnych Floty Czarnomorskiej teoretycznie też ma taką możliwość. Co zdziałały?
Niedawny atak na bazę morską w Sewastopolu przypomniał wszystkim o Flocie Czarnomorskiej, która swego czasu była oczkiem w głowie Putina. Ale do czego ona właściwie jest potrzebna Rosji i co jeszcze może?
Chyba po raz pierwszy w tej wojnie Ukraina odzyskała teren, a Rosja nie zajęła kompletnie nic, nie licząc kilometrowego odcinka drogi Izium–Słowiańsk. Nie bardzo idzie jej nawet na morzu, choć Ukraina praktycznie nie ma floty.