Pomysł SLD : czemu Kościół nie chce podatku kościelnego?
Przez długie lata nad watykańskimi finansami papież nie miał kontroli, a powinien był mieć, bo za Żelazną Bramą szły przekręty.
Nikt dokładnie nie wie, ile gruntów Kościół już przejął i ile jeszcze dostanie w ramach rekompensowania mu strat poniesionych za czasów PRL. Od lat obowiązuje zasada: dyskretnie i hojnie.
Państwo chętnie zwraca wspólnotom religijnym majątki przejęte w czasach PRL. Ale wykonanie tych decyzji spada na samorządy, które nie za bardzo mają z czego oddawać. I nie bardzo chcą.
Dziś w Polsce najwięcej kontrowersji gromadzi się nie wokół doktryny czy kierunku nauczania Kościoła katolickiego, a wokół jego pieniędzy. Przez lata zainteresowanie opinii publicznej skupiało się na wystawnym życiu ks. Jankowskiego i rosnącym imperium medialnym ojca Rydzyka. W tym czasie zdążyła zaś wyrosnąć w Kościele grupa, która tworzy jego prawdziwą gospodarczą potęgę – kadra menedżerów w sutannach. Dużo tu przedsięwzięć spektakularnych, a zarazem ukrytych w cieniu.
Finanse Kościoła w Polsce są tematem wstydliwym i trudnym, bo ciekawscy szybko oskarżani są o antyklerykalizm i inne ideologiczne dewiacje. Jednak pytać i dowiadywać się przecież należy, ponieważ olbrzymia część tych pieniędzy płynie do Kościoła od państwa – czyli od nas wszystkich. Ile konkretnie? I na co?
Polski Kościół - zgodnie z apostolską jeszcze tradycję - utrzymywany jest głównie przez wiernych. Dają w świątyniach na tacę i księżom za posługi religijne, wspomagają zbiórki i fundusze. W wielu parafiach to oni remontują, sprzątają, a nawet strzegą budynków sakralnych. Kościół w coraz większym stopniu korzysta także z publicznych złotówek - wiele takich możliwości stworzył konkordat - a zarazem opinia publiczna bardzo niewiele wie o stanie jego kasy. I tak jak wierni dają na Kościół "co łaska", tak i jego liczne instytucje - mimo apeli niektórych biskupów - o własnych finansach mówią "co łaska". A najczęściej - nic.