Komiksowy żart z latynoskiego machismo.
Po 19 latach bezczynności znów wkracza do akcji słynny archeolog-awanturnik Indiana Jones. Po reaktywacji wojownika Rambo oraz policjanta ze „Szklanej pułapki” to kolejny w tym sezonie powrót idola kina przygodowego.
Po serii artystycznie wyśrubowanych przedsięwzięć, które starały się na swój sposób tłumaczyć racje wrogów Ameryki („Monachium”, dyptyk Clinta Eastwooda o bitwie na Iwo Jima), w Hollywood na nowo odżywa stereotyp przeciwnika-szaleńca, szykującego światu zagładę.
James Bond, którego zobaczymy wkrótce w „Casino Royale”, nie ma jeszcze licencji na zabijanie. Jest mało doświadczonym agentem, który popełnia liczne błędy, ponadto przeżywa tragiczną miłość. To nowy i zaskakujący wizerunek jednej z ikon kultury masowej – niepokonanego agenta 007.
Po fascynacji pokemonami, mangą, anime i po odkryciu japońskiego horroru, Hollywood znów przypomniał sobie o samurajach. W amerykańskiej wersji są to czarnoskórzy gangsterzy albo zdradzeni przez mocodawców agenci przestrzegający honorowego kodeksu bushido. Ale nowe filmy o walecznych rycerzach powstają także w Japonii: najgłośniejszy z nich – „Zatoichi” – wchodzi wkrótce do naszych kin.
Wraca na ekrany Czarna Mamba, bohaterka dwuczęściowego filmu Quentina Tarantino „Kill Bill”. Teraz rzadziej sięga po samurajski miecz, bo zanim dokona obiecanej zemsty na szefie gangu, zostanie żywcem zakopana w grobie. Reżyser tak żongluje emocjami widzów, by uczynić z zabijania zabawę lekką i nie zawsze przyjemną.
Jeśli na ekranie pojawia się Schwarzenegger, czyli Terminator, to możemy być pewni, że za chwilę kino zatrzęsie się w posadach, a wszystko, co przed chwilą widzieliśmy w kadrze, zostanie kompletnie zdemolowane. Totalna demolka pojawia się ostatnio w wielu innych filmach. Dlaczego widownia kocha takie kino?
Kino akcji szuka nowych twarzy. Kulturysta Rambo przeszedł na zasłużoną emeryturę, dziś ulubieńcem Ameryki i całego świata jest chłopięcy Leonardo DiCaprio, który w "Titanicu" poszedł na dno, ale uratował ukochaną dziewczynę.