"Dług", najlepszy film zakończonego niedawno festiwalu w Gdyni, to współczesny dramat z życia młodej polskiej inteligencji. Krzysztof Krauze pokazuje naszych pionierów kapitalizmu, którzy mordują gangstera, przekraczając prawo do obrony własnej. Sympatia widzów jest jednak po ich stronie.
Na dużym ekranie obejrzeli już 6064 filmy. Choć właściwie to Maria tyle ich widziała. Bogdan pojawił się przy 1798. Odnotowanym w jej zeszycie. Był to "Król, dama i walet" Jerzego Skolimowskiego, 1973 r. Trzynaście lat później wzięli ślub. Teraz - na emeryturze - mają jeszcze więcej czasu, choć nie pieniędzy, by nadal wspólnie żyć kinem. Każdy film rejestrują w zeszycie: kolejny numer, tytuł, reżyser, rok obejrzenia.
Bezkarni przestępcy, skorumpowana władza, zagubiona młodzież, bezradni rodzice oraz ksiądz i dziewczynki od Pierwszej Komunii - oto postaci często pojawiające się w nowych polskich filmach.
W pierwszym dniu pokazano "Ogniem i mieczem", na zakończenie zaś "Pana Tadeusza", czyli dwie superprodukcje, na jakie zdobyła się w ciągu jednego roku nasza nie najbogatsza przecież kinematografia. To były naprawdę imponujące ramy festiwalu, tym bardziej więc byliśmy ciekawi, co znajdzie się pomiędzy nimi.
Czesław Miłosz pisał, iż "Pan Tadeusz" jest w istocie poematem metafizycznym, traktującym o równowadze świata, gdzie Soplicowo jest "ogrodem Pana Boga". Andrzej Wajda nie poszedł tym tropem, robiąc swój kolejny - po dłuższej przerwie - film o polskim losie, widzianym z perspektywy bardzo współczesnej.
"Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana oraz "Pan Tadeusz" Andrzeja Wajdy mają chyba szansę u widza, który został nasycony, a może nawet przesycony kulturą masową z importu. Dzięki "Panu Tadeuszowi" nieformalnie przedłużają się obchody Roku Mickiewiczowskiego. A więc dzięki Mickiewiczowi, Słowackiemu i Chopinowi mamy okazję przypomnieć sobie romantyczną tradycję.
Hiszpan Pedro Almodovar został laureatem Międzynarodowego Związku Krytyków Filmowych (FIPRESCI) z okazji swojego ostatniego filmu "Wszystko o mojej matce". Autor liczy lat 50 i jest to jego trzynasta pozycja, ale dopiero od kilku sezonów zwrócił uwagę widowni światowej, mimo że od dawna był doceniony przez amatorów kina ambitnego, którzy widzieli w nim następcę filmowców-indywidualistów pokroju Felliniego, Viscontiego, Bunuela.
Ziemia Nowogródzka, ów mityczny kraj lat dziecinnych Adama Mickiewicza, do którego tęsknił przez blisko ćwierć wieku na obcej ziemi, zainspirowała poetę do stworzenia dzieła idealizującego i chroniącego od zapomnienia odchodzący w przeszłość świat szlachecki. Tak powstał "Pan Tadeusz", którego filmowa adaptacja w reżyserii Andrzeja Wajdy wchodzi właśnie na ekrany. Zapewne niejednemu widzowi oglądającemu film nakręcony w dekoracjach zbudowanych pod koniec XX wieku przyjdzie do głowy pytanie: jak to wyglądało naprawdę?
W związku z premierą sensacji "Gwiezdne wojny - część 1: Mroczne Widmo" wyłania się pytanie, czy wydarzeniem tym powinna zająć się rubryka filmowa, czy też dział ekonomiczny, ponieważ jest to światowy fakt marketingowy. Niemniej, materiałem dla niego jest film i nie da się uniknąć, niestety, refleksji ze strony kinomana.
Po śmierci Krzysztofa Kieślowskiego powstała luka. Kina inteligentnego, uczciwego, stawiającego trudne pytania nie ma dziś odwagi (lub ochoty) tworzyć żaden z polskich reżyserów. Któż by się spodziewał, że miejsce po Kieślowskim zechce wypełnić Jerzy Stuhr? - Tylko nie porównujcie mnie z nim - prosi aktor. I chyba ma rację. Nie sposób. Mimo to "Tydzień z życia mężczyzny" dowodzi, że on sam stara się, żeby tych podobieństw było sporo. Dobrze to czy źle?