Kino zrodzone gdzieś na pasie ziemi niczyjej między Układem Warszawskim a NATO zaprezentowano właśnie po raz 12 w Sofii.
Poziom tegorocznego berlińskiego festiwalu był średni, tym bardziej więc szkoda, że głównej nagrody nie dostał żaden z dwóch najlepszych filmów – ani nasz „Katyń”, ani amerykański „Aż poleje się krew”. Ale kto powiedział, że na festiwalach muszą wygrywać filmy najlepsze?
Zapominamy, że kino może być narzędziem poznania. Festiwal filmowy w Kairze o tym przypomina.
Na zakończonym niedawno festiwalu w Gdyni zabłysło polskie kino niezależne. Okazało się, że pomysł, pasja i 300 zł wystarczą, aby zrobić niezły film.
W jednym z prezentowanych w Gdyni filmów dziecięcy bohater lewituje, co można potraktować jako scenę symboliczną. Polskie kino też postanowiło bowiem oderwać się od szarej rzeczywistości, proponując zamiast realistycznych obrazów sentymentalne historie ze szczęśliwym zakończeniem.
Letnia Akademia Filmowa w Zwierzyńcu dowodzi, że dokumenty i animacje trzymają się mocno.
Dokument jest ciekawszy od fabuły – to pogląd, który ma ostatnio coraz więcej zwolenników. Mogło ich przybyć po zakończonym właśnie Krakowskim Festiwalu Filmowym.
Złota Palma przyznana mało znanemu Rumunowi Cristianowi Mungiu to ważny sygnał dla wschodniej Europy. Świat jest ciekawy naszego rozliczenia z komunizmem. Trzeba tylko umieć o tym opowiadać.
Jurorów tegorocznego festiwalu w Berlinie najbardziej wzruszył chiński film o mongolskiej pasterce. W ogóle nie zauważyli oni wielu innych interesujących tytułów decydujących o poziomie konkursu. Choćby niesamowitej Marianne Faithfull w roli seksbabci.
Tydzień temu Festiwal Polskich Filmów Fabularnych relacjonował Zdzisław Pietrasik. Ale w Gdyni mieliśmy jeszcze wysłanniczkę – pisarkę Dorotę Masłowską, którą interesowały głównie filmy niezależne. Oto jej wrażenia z festiwalowego kina i okolic.