Na zakończonym niedawno festiwalu w Gdyni zabłysło polskie kino niezależne. Okazało się, że pomysł, pasja i 300 zł wystarczą, aby zrobić niezły film.
W jednym z prezentowanych w Gdyni filmów dziecięcy bohater lewituje, co można potraktować jako scenę symboliczną. Polskie kino też postanowiło bowiem oderwać się od szarej rzeczywistości, proponując zamiast realistycznych obrazów sentymentalne historie ze szczęśliwym zakończeniem.
Tydzień temu Festiwal Polskich Filmów Fabularnych relacjonował Zdzisław Pietrasik. Ale w Gdyni mieliśmy jeszcze wysłanniczkę – pisarkę Dorotę Masłowską, którą interesowały głównie filmy niezależne. Oto jej wrażenia z festiwalowego kina i okolic.
W tym roku po festiwalowym ekranie snuli się pojedynczo i grupkami ludzie o bardzo smutnych twarzach, fotografowani na tle szarych pejzaży zdegradowanych polskich miasteczek. Chcieliśmy kina zaangażowanego, to teraz mamy.
Na narzucające się pytanie, jaki to był festiwal, można by odpowiedzieć – zupełnie przyzwoity. Zabrakło dzieła wyraźnie wybijającego się, ale średnia była tym razem nieco powyżej średniej krajowej.
Towarzyszący gdyńskiemu festiwalowi konkurs kina niezależnego pokazał to, co w nim najlepsze. I to, co najgorsze.
W polskim kinie zapanował pokój. Nie ma już wojny starych z młodymi, bo kto ma walczyć, jeśli starych ostatnio w Gdyni nie widać. W ubiegłym roku Złote Lwy zdobył debiutant Jarosław Gajewski (za film „Warszawa”), w tym roku debiutantka Magdalena Piekorz za „Pręgi”.
Festiwal gdyński jest nadzwyczaj przyjazny dla twórców – w tym roku w konkusie startowało 21 filmów, na które czekało 21 nagród, nie licząc wyróżnień dodatkowych. Na pozaregulaminową nagrodę Złotej Zwrotnicy zasłużyło też jury, które przyznało Złote Lwy niedocenionej przez krytyków i widzów „Warszawie” debiutanta Dariusza Gajewskiego, nie zachwyciło się natomiast faworyzowanymi filmami Kolskiego czy Stuhra.
„To jest nowe kino, wszystko można tam kupić” – mówi bohaterka jednego z festiwalowych filmów, prezentując powracającym z zagranicy dzieciom zachodzące w okolicy zmiany. Można by, idąc dalej tym tropem, zapytać: Co konkretnie można dziś kupić w polskim kinie?
Ostry, społecznie zaangażowany film polski składa się dzisiaj przede wszystkim z blokowiska. W czterech pokazanych w Gdyni obrazach, w tym nagrodzonej Złotymi Lwami „Teresce”, życie toczy się w ponurych osiedlach, gdzie rodzi się zło i znikąd nie ma nadziei. Ale bez trudu można wyłowić jeszcze inne pojawiające się regularnie motywy, składające się na pejzaż rodzimego kina początku nowego tysiąclecia.