Bohaterem rozpoczynających się w środę igrzysk filmowych w Cannes będzie Roman Polański. Ale poza nim kompletnie nic z Europy środkowo – Wschodniej. To nawet nie duże, a wielkie zaskoczenie.
W strugach deszczu i atmosferze schyłku europejskiej utopii wręczano nagrody w Cannes. Wielkim zwycięzcą festiwalu został Michael Haneke – po raz drugi w ciągu trzech lat.
Złota Palma w Cannes dla Austriaka Michaela Hanekego przypadła mu już po raz drugi. Jego "Miłość" okrzyknięto arcydziełem.
Ostatnie dni festiwalu przynoszą nieoczekiwane, czasami zdumiewające odkrycia. "Viva Bunuel!" - krzyczała skonsternowana publiczność po pokazie meksykańskiego dziwadła „Post Tenebras Lux” Carlosa Reygadasa.
„Miłość” Austriaka Michaela Haneke to jak do tej pory najpewniejszy kandydat do głównych nagród. Wyciszony, poruszający film o starości i umieraniu zmusza do stawiania pytań najtrudniejszych - o sens miłości w chwili największego cierpienia.
Bardzo dobre recenzje zebrał film „Miłość” austriackiego prowokatora i skandalisty Ulricha Seidla, poświęcony 50-letniej nieatrakcyjnej, grubej, samotnej matce poszukującej zaspokojenia erotycznych potrzeb podczas turystycznej wyprawy do Afryki.
Tegoroczny festiwal filmowy w Cannes otworzy nostalgiczny komediodramat „Moonrise Kingdom” Wesa Andersona o dzieciństwie skauta dorastającego w czasach Nixona.
Przez 12 dni festiwal w Cannes tętnił życiem, prowokował, testował gusty. Poza głośnym skandalem z udziałem Larsa von Triera zostawia po sobie mnóstwo udanych filmów.
Ostatnie akordy festiwalu przebiegały pod dyktando Almodovara i reperkusji związanych z uznaniem Larsa von Triera za persona non grata. Spirala absurdu, jakiej doświadczył Duńczyk, przypomina surrealistyczną przypowieść wymyśloną przez Kafkę.
-Bóg może się nieźle bawił, stwarzając świat, ale wszystkiego na pewno nie przemyślał – żartował von Trier, opowiadając, dlaczego bohaterki „Melancholii” tak strasznie cierpią". (Abstrahując od... Hitlera) - relacjonuje z Cannes Janusz Wróblewski.