Przegrana odchodzącej premier w wyborach na szefa klubu PO to symboliczny koniec tej Platformy, którą znaliśmy. Nowa fala wzbiera w partii, ale może okazać się za słaba, by ją unieść.
I dla premier ustępującego rządu Ewy Kopacz, i dla prezydenta powstaje kolizja terminów. Na dobrą sprawę oboje powinni i mogliby być na obu tych posiedzeniach.
Wybory Platformy są dzisiaj o wiele poważniejsze i zasadnicze niż wybór przewodniczącego czy przewodniczącej partii.
Wiele wskazuje na to, że dymisji Kopacz nie będzie, dopóty aparat partyjny się nie pozbiera. Ale tu chodzi nie o przetrwanie partyjnego otoczenia pani premier, ale o przetrwanie samej partii.
Polityka zagraniczna i obronność miały być ważną częścią debaty wyborczej między premierem rządu i kandydatką na premiera, ale 90-sekundowe wyuczone ogólniki nie bardzo się do tego nadają.
Dziś wieczorem odbędzie się telewizyjna debata wyborcza między premier Ewą Kopacz a kandydatką PiS na premiera Beatą Szydło. Jak będzie wyglądał ten pojedynek?
Zamknąłem telewizor i otworzyłem szafę. Poczułem się jak w niebie dla niewierzących.
Na miesiąc przed wyborami wciąż wiemy bardzo niewiele. Pewne jest tylko to, że próg wyborczy przekroczą PiS i Platforma, reszta to rozległa strefa niepewności.
Miała intuicję premier Kopacz, gdy uznała pociąg za najlepszy środek komunikacji.
Wraz z rozgrywką o referenda skończyły się także wakacje polityczne, pięknie kwitnie za to kohabitacja.