Jak żyć po szaleństwie piłkarskich mistrzostw? – to pytanie dręczy nie tylko zwykłego Polaka, ale też polityków i dziennikarzy.
Błagam wszystkich nowo ochrzczonych apostatów, którzy zarzucając na szyję kibicowski szalik, zarzucili szachy, pasjansa i inne refleksyjne sporty – nie idźcie drogą zgubnej fascynacji futbolem.
Kibicem piłkarskim bynajmniej nie jestem, ale patriotą polskim jak najbardziej – wyjaśnia pan Krzysztof, majster budowlany, który ku zaskoczeniu znajomych udekorował obejście na biało-czerwono.
Wydaje mi się, że coraz bardziej podoba mi się piłka nożna.
Poranek po klęsce zastał mnie w rzeszowskim hotelu, w pół drogi z domu do Lwowa, gdzie spieszyłem oglądać futbolistów szczęśliwiej urodzonych.
Odpadnięcie polskiej drużyny z mistrzostw Europy, przy wcześniejszym entuzjazmie i poczuciu narodowej dumy, stało się dużym wyzwaniem dla nowego, optymistycznego patriotyzmu.
Jest jedna kategoria, w której wciąż jeszcze możemy coś wygrać na piłkarskich mistrzostwach Europy. To energia i entuzjazm pracujących przy meczach wolontariuszy.
Wieść gminna niesie, że irlandzki bramkarz miał ze sobą podczas meczów fiolkę z wodą święconą, a mimo to drużyna ta straciła w turnieju najwięcej goli.
Prawica ma niezły kłopot z tym Euro, jako że patriotyzm rozlał się po całym kraju, wciągnął w swoją orbitę środowiska i ludzi, którzy jak gdyby na to nie zasługują.