Po wtorkowej Radzie Gabinetowej rząd i prezydent są równie daleko od wskazania sobie i nam wszystkim terminu wejścia do strefy euro jak byli. Czy to dla kogokolwiek jest jednak zaskoczeniem? I czy można mieć o to do nich pretensję?
10 lat temu Szwedzi odrzucili w referendum wprowadzenie euro i nadal się nie palą do wspólnej waluty. Właściwie dlaczego?
Wynik głosowania był przesądzony i pakt został przez Polskę przyjęty, choć zacznie nas formalnie obowiązywać dopiero, gdy euro zastąpi złotego. Sama decyzja jest jednak bardzo istotna już dziś bo podtrzymuje nasz wizerunek kraju troszczącego się nie tylko o interes własny, ale także o stabilne fundamenty UE.
Chcecie odgrywać istotną rolę w Europie, to noście z nami jej ciężary – mówią najwięksi płatnicy unijnego budżetu. To rewers tej solidarności, której stale domagamy się od Unii.
Rządzące elity polityczne wysyłają nam dość sprzeczne sygnały w sprawie przyjęcia przez Polskę euro. A to niczemu dobremu nie służy.
Nie Angela Merkel, nie François Hollande. To Mario Draghi jest dziś najbardziej wpływowym człowiekiem w Europie. Od szefa Europejskiego Banku Centralnego zależy przyszłość euro, on też wytyczy Polsce drogę do przyjęcia wspólnej waluty.
Cokolwiek urodzą przywódcy na czwartkowym szczycie, nie będzie to unia bankowa, o której mówią od wielu miesięcy.
Nadeszła era zaciskania pasa. Co można zrobić, żeby polska gospodarka jak najmniej ucierpiała z powodu recesji, która dotknęła strefę euro?
Stopy procentowe w strefie euro jeszcze nigdy nie były tak niskie. Europejski Bank Centralny robi, co może, by pomóc bankom, a jednocześnie zachęcić je do pożyczania pieniędzy firmom. Na przełom trudno jednak liczyć.
Na wracającą do kraju – po przegraniu decydującego meczu z Grecją i odpadnięciu z Euro w fazie grupowej – reprezentację Rosji nie czekał na moskiewskim lotnisku ani jeden kibic. Nikt też tam nie darł mordy: Rosjanie, nic się nie stało!