Jakie wyzwanie niesie kryzys energetyczny dla małych gmin w Polsce? W jaki sposób mogą oszczędzać energię i jak rozmawiać na ten temat z lokalną społecznością?
Mamy atomową wojnę na górze. Przez kilkanaście lat Polska nie mogła się zdecydować na budowę pierwszej elektrowni jądrowej, a teraz – za jednym zamachem – zdecydowała się na kilka inwestycji.
Szok, zaskoczenie, niedowierzanie. Nie mamy węgla, ale będziemy mieli elektrownię atomową. Nie jedną, a dwie. Mało wam dwie? Będą trzy, a może jeszcze więcej.
Ustawa o maksymalnych cenach prądu uczyni z handlu energią elektryczną działalność ryzykowną, i prywatne spółki obrotu zwiną pewnie żagle albo wręcz zbankrutują. Państwowe już dziś nie składają ofert w przetargach. Kto więc ten prąd nam dostarczy?
Co miesiąc, co tydzień, niemal co dzień zmienia się węglowa narracja PiS. A kiedy zaczął się sezon grzewczy, rząd informuje, że na „chwilę obecną” połowa z 4,5 mln gospodarstw domowych może nie mieć węgla do swoich pieców.
Wobec bieżących wyzwań energetycznych, które przyniosła wojna w Ukrainie, nie pozostajemy sami. Możemy liczyć na wsparcie Unii Europejskiej. Czy nasz rząd jest jednak na tyle dojrzały, żeby z unijnego partnerstwa korzystać, zamiast je lekceważyć?
Wiatraki mogłyby nam pomóc w sytuacji kryzysu energetycznego wynikającego m.in. z wojny w Ukrainie. Rząd przyjął nawet liberalizację przepisów, ale w Sejmie projekt utknął na dobre. O co chodzi?
Po co nam krajowe – i państwowe przecież – kopalnie, w które nieustannie pompujemy z publicznej kasy grube miliardy, skoro w krytycznej sytuacji dążą do maksymalizacji zysków, nie zwracając uwagi na koszty społeczne?
Niemcy odblokowały drogę do prac nad pułapem cenowym na gaz w UE. Polska jest zadowolona z osłabienia „obowiązkowej solidarności” w kryzysie energetycznym.
Oszuści zwietrzyli łatwy łup – ludzie, szukając węgla na zimę, sami pakują się w zastawione sidła. Jakby jeszcze mieli mało problemów na głowie, tracą nie tylko pieniądze, ale i prawo do zakupu węgla.