Po sześciu latach od orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i dwóch od przyjęcia przez Sejm ustawy w sprawie sposobu wynagrodzenia emerytom, rencistom i pracownikom sfery budżetowej strat z tytułu niezwaloryzowania w latach 1991-1992 ich świadczeń po raz pierwszy widać pieniądze. Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Skarbu wspólnie przedstawiły nowy projekt wypłat należności, tym razem w gotówce. Poprzednio długo przed takim rozwiązaniem się wzbraniały.
Po pierwszych kilku tygodniach tort, o który walczą towarzystwa emerytalne, ledwie został nadgryziony. Ich przyszli klienci ciągle jeszcze przeglądają oferty i nie przejawiają większych chęci do zawierania umów. Nie zawsze zresztą mają z kim je podpisywać. Są towarzystwa (te, co później wystartowały), które pierwsze licencje dla akwizytorów otrzymały dopiero w drugiej połowie marca, niektóre zaś nie mają ich jeszcze wcale.
Najtrudniej podjąć decyzję po czterdziestce. Rząd właściwie odradza przystąpienie w tym wieku do drugiego filaru, ostrzegając, że łączna emerytura z obu filarów może być nawet nieco niższa, niż przy pozostaniu tylko w ZUS. Towarzystwa emerytalne - wręcz odwrotnie. Jeśli nawet ty nie zarobisz - przekonują PTE - to zyska twoja rodzina. Co więc robić?
Sugestywne reklamy powszechnych towarzystw emerytalnych oraz wszędobylscy akwizytorzy przekonują nas, że reforma ubezpieczeń społecznych rzeczywiście zaczęła się. Ma ona, jak utrzymują jej autorzy, zmienić zły stan rzeczy. Jak zły? Proponujemy swego rodzaju protokół zdawczo-odbiorczy polskich emerytur. Co czwarty Polak jest emerytem lub rencistą. Armia ludzi, która zakończyła swą aktywność zawodową, sięga już 10 mln, zaś pracujących (poza rolnictwem) GUS ocenia na 11 mln 700 tys. A ponieważ świadczenia wypłacane są z bieżących składek na ZUS, oznacza to, że prawie każdy pracujący ma - oprócz własnej rodziny - na utrzymaniu jednego emeryta. W tej sytuacji zadowolony nie może być nikt. W najmarniejszej kondycji wydają się być jednak ludzie starzy. Opowieści starego portfela układają się w długą historię bujania emerytów.
Pierwszego marca prawie dwieście tysięcy akwizytorów rozpoczęło ostry bój o klienta II filaru zreformowanego systemu emerytalnego. W ciągu roku najlepsi, w ramach prowizji od zawartych umów, mogą zgarnąć fortunę. Reporter "Polityki" też stanął na starcie wyścigu po wielką gotówkę.
Od 1 marca dwustutysięczna armia akwizytorów ruszy w miasto, aby każdego pracującego, który nie skończył jeszcze pięćdziesiątki, agitować do przystąpienia do powszechnych towarzystw emerytalnych. Każdy klient wart jest dla nich co najmniej 100 zł prowizji, zrobią więc wszystko, aby podpisać umowę. Nie wszystko im jednak robić wolno.
Powszechnym towarzystwom emerytalnym (PTE) prawo nakazywało milczeć do połowy lutego. Teraz rusza kampania reklamowa, adresowana przede wszystkim do tych, którzy już pracują, ale jeszcze nie ukończyli pięćdziesiątki, czyli - bagatela - ponad siedmiu milionów Polaków. Do końca roku towarzystwa wydadzą na promocję około 250 milionów dolarów. Chcemy podpowiedzieć Czytelnikom, jak te reklamy należy czytać, by dobrze wybrać. I jak się przygotować na propozycje agentów PTE, którzy od 1 marca nagabywać nas będą w najmniej spodziewanych miejscach i momentach.
Kilka milionów Polaków nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że już w połowie lutego stanie się obiektem zmasowanego ataku. Do natarcia przystąpią Powszechne Towarzystwa Emerytalne (PTE), walczące o jak największy kawałek tortu, którego wartość w tym roku szacuje się na 4 miliardy złotych, a z każdym rokiem będzie większa. Na tort złoży się 9 proc. składek emerytalnych 5-7 milionów osób, objętych reformą systemu ubezpieczeń społecznych.
Rozpoczyna się wielkie liczenie posagu, który otrzyma od ZUS każdy pracujący, urodzony po 31 grudnia 1948 r. Oczywiście - nie do ręki, ale w formie zapisu na indywidualnym koncie. Będzie to suma, jaką do końca 1998 r. uzbieraliśmy na poczet przyszłej emerytury. Operacja jest skomplikowana, więc nasza ciekawość co do stanu własnego konta zostanie zaspokojona przez ZUS dopiero po 2003 r. "Polityka" zaspokaja ją już dzisiaj, w drukowanych poniżej tabelach.
Wejść czy nie wejść? Oto jest pytanie, na które już wkrótce będzie musiał odpowiedzieć każdy pracujący, który przekroczył trzydziestkę, a nie dobiegł jeszcze pięćdziesiątki. Nieudane małżeństwo można rozwiązać, decyzja o skorzystaniu lub nie z drugiego filara reformy emerytalnej będzie nieodwracalna. A podjąć ją - świadomie - jest bardzo trudno.