W oddziałach ZUS w całym kraju dzieją się dziwne rzeczy. Tysiące osób urodzonych po 1948 r. zwracają się z prośbą o wyliczenie emerytury, chociaż wcale się na nią nie wybierają.
Najpierw walczymy, żeby ludzie żyli jak najdłużej, a potem nie bardzo wiemy, co z nimi zrobić. Już dwa miliony niemieckich seniorów potrzebuje codziennej opieki. A będzie ich coraz więcej.
Ważą się losy emerytur pomostowych. To egzamin maturalny dla rządzących. Przez 8 lat kolejne rządy bały się do niego przystąpić. Obecny już nie ma wyboru, wiele wskazuje, że go obleje.
Za kilkanaście miesięcy pierwsze 4 tys. członkiń otwartych funduszy emerytalnych skończy 60 lat. Będą mogły przejść na emeryturę. Nadal jednak nie wiedzą, kto i w jakiej postaci wypłaci im zgromadzone oszczędności. Kolejne rządy myślały o wszystkim, ale o najważniejszym zapomniały.
Ludzie między sześćdziesiątką a siedemdziesiątką. Przyszli na świat tuż przed wojną, w jej epicentrum albo tuż po niej. Jedyne pokolenie, które od pieluch, a w każdym razie od przedszkola, życie spędziło w PRL: dzieciństwo, młodość, wiek dojrzały. Socjalistyczni, jakby się wydawało, do szpiku kości. Pokolenie marcowo-grudniowe, jak piszą o nim socjologowie. Dzielne, wytrwałe, zahartowane. Ale też zbiedniałe. Upokorzone. Obarczone winą za zbyt wczesne urodzenie.
W prywatnych otwartych funduszach emerytalnych (ofe) Polacy zgromadzili już ponad 120 mld zł. Samoobrona postanowiła te pieniądze upaństwowić. Jeśli zamiar się powiedzie, drugi filar emerytalny zostanie wchłonięty przez ZUS. Taka konstrukcja emerytom nie posłuży.
Byli wielcy. Ich występami żyła cała Polska. Zdobywali medale mistrzostw świata, Europy i spartakiad. Zabrakło tego jednego: olimpijskiego krążka gwarantującego dożywotnią państwową emeryturę. Zakopiańscy tytani nart żyją dziś w biedzie i zapomnieniu.
Polacy jadą za chlebem. Z jednej strony – Polska i polskie rodziny otrzymują właśnie finansowy zastrzyk bez precedensu, za którym idzie wzrost płac, konsumpcji oraz zatrudnienia. Z drugiej – zaczyna nam brakować ludzi. Dziury tworzą się w usługach, handlu, budownictwie, a przede wszystkim w medycynie i nauce. Gdyby zestawić pozytywne i negatywne skutki obecnej fali emigracyjnej, to jaki byłby bilans? I co to oznacza dla tych, co tu zostają?