O tym, co się udało, co nie i co jeszcze można zrobić - mówi prof. Marek Góra.
Ponad głowami przyszłych emerytów toczy się walka o ich pieniądze. Na wypłatach z II filara zarabiać chce zarówno państwowy ZUS, jak i prywatne towarzystwa. Nie zarobią tylko sami emeryci. Dla nich każdy wariant jest głodowy.
Gdyby propozycja Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, reprezentującej interesy PTE (Powszechnych Towarzystw Emerytalnych), weszła w życie, reformę z 1999 r. można by uznać za niebyłą.
Stół, żeby stać, musi mieć przynajmniej trzy nogi. Nasz system emerytalny też. I ma, ale wszystkie są kulawe. A najbardziej trzecia.
Państwo nie może odbierać obywatelom praw nabytych, to niezgodne z konstytucją. Sztywne trzymanie się tej mądrej zasady oznaczałoby jednak, że praktycznie żadne zmiany w systemach emerytalnych nie byłyby możliwe.
Służby mundurowe odnotowują wzmożone zainteresowanie pracą. Chętni chcą zdążyć przed końcem roku. Jedynie w wojsku jest inaczej; ostatnio zamiast planowanych 3 tys. przejść na emeryturę, z armii odeszło 7,4 tys. żołnierzy, głównie podoficerów. Dlaczego?
Prokuratorzy zaplątali się w prawo emerytalne. Jedni walczą o przywilej, by odchodzić z pracy wcześniej, inni chcą pracować dłużej, ale spławiani są argumentem o odmładzaniu kadr.
Prezydent Bronisław Komorowski bez zbędnej zwłoki podpisał ustawę wydłużającą czas pracy do 67 roku życia.
W debacie emerytalnej głos młodych był niesłyszalny. Z badania zrobionego na zlecenie POLITYKI wynika, że dzisiejsze 20–30-latki w emerytury nie wierzą. Czy zechcą utrzymywać ten system przez całe swe zawodowe życie?
Jakie będą skutki polityczne przyjętej ustawy emerytalnej? Zapewne dogasające protesty, szczególnie jeśli rząd wywiąże się z obietnic i zacznie przedstawiać Sejmowi to wszystko, co ma łagodzić następstwa przedłużenia wieku emerytalnego, zwłaszcza w sferze zatrudnienia.