Afera Rywina, która błyskawicznie przekształciła się w „aferę Michnika”, teraz zaczyna się stawać „aferą towarzystwa”, czyli warszawskiej elity – zblatowanej, rozbawionej, żyjącej ponad stan. Gęgacze nie zostawiają na niej suchej nitki, niespodziewanie do radykalnych krytyków elit dołączył prezydent Kwaśniewski.
Nowym zjawiskiem u nas jest wyłonienie się plutokracji – grupy obywateli o wyróżniającej się zamożności. Plutokracja jest nieodłączna od demokracji; stwierdził to już Platon dwa i pół tysiąca lat temu na przykładzie Aten (dialog „Republika”). Uważał on, że jedna jest gwarancją drugiej: szansę na bogacenie daje demokracja, zaś z kolei istnienie plutokracji dowodzi, że demokracja jest pełna, ponieważ nie przeszkadza ona w robieniu majątku każdemu, kto ma do tego sposobność. Plutokracja ma wpływ na kulturę i to również już Platon zauważył.
Gdy Chiny jeszcze nie otrząsnęły się z szoku rewolucji kulturalnej i wciąż żyły w siermiężnej prostocie i biedzie, Deng Xiaoping rzucił hasło modernizacji kraju. Podczas jednej z licznych podróży inspekcyjnych po kraju zaapelował do Chińczyków: bogaćcie się (fu qilai), ponieważ „bieda to nie socjalizm, a tym bardziej nie komunizm”. Hasło padło na bardzo podatny grunt. Niemal znikąd zaczęły wyrastać fortuny.
Każda epoka ma takich bohaterów, jakich potrzebuje. U nas przez stulecia potrzebni byli powstańcy i konspiratorzy, więc im stawiano pomniki, na których stoją w wyniosłych pozach do dziś. Kim byli natomiast bohaterowie ostatniej dekady XX wieku, zarazem pierwszego dziesięciolecia odzyskanej wolności? Przypomnijmy pokrótce twarze, które utrwaliły się w masowej wyobraźni.
Jeden po drugim odchodzą wielcy i wybitni: ostatnio Jerzy Giedroyc, niedawno Józef Tischner, Gustaw Herling-Grudziński, Jan Karski, przed nimi Jerzy Turowicz i Zbigniew Herbert, a także Jerzy Waldorff i Andrzej Szczypiorski. Narasta w nas poczucie ogromnej straty. A przecież, gdy wybuchła wolność, niektórzy uznali, że rola wielkich autorytetów się skończyła.
Kończy się Wielki Post, ostatni moment, żeby przed rezurekcją zrobić rachunek sumienia. Szkoda, że nie może pójść do spowiedzi cała nasza Najjaśniejsza Rzeczpospolita, która miała być cnotliwa i bezgrzeszna, a, jak pokazuje życie, prowadzi się nie najlepiej. Chyba wszyscy mamy już od dawna poczucie etycznego obrzydzenia, które nie mija, wręcz przeciwnie, rośnie, gdy dzienniki regularnie informują o kolejnych aferach, kłamstwach, korupcji i nielojalności. Najbardziej zawiodły elity polityczne – również solidarnościowej proweniencji – które, chcąc nie chcąc, dostarczają wzorców zachowań.
Przez ostatnich dwieście lat bohaterem narodowym nie mógł być człowiek sukcesu. Książę Józef Poniatowski tonący w nurtach Elstery, generał Sowiński ginący na szańcach Pragi, Traugutt powieszony na stokach cytadeli - żeby wymienić tylko najmocniej osadzone w naszej świadomości historycznej nazwiska, wszyscy oni utrwalali przekonanie, iż ostatecznym losem wzorowego Polaka musi być bohaterska śmierć za ojczyznę. Zwycięstwo moralne połączone z klęską militarną i polityczną.