Najbardziej znienawidzonym i najczęściej piętnowanym fenomenem III RP jest salon. Publicyści IV RP już nawet nie wyjaśniają, o czym piszą, kiedy go krytykują. Przecież wiadomo.
Marzec 1968 r. stanowi fundament biografii jednego z ważniejszych pokoleń powojennej Polski. W pierwszej linii wydarzeń znalazła się wówczas grupa tzw. komandosów. Kim byli i skąd się wzięli?
Jaka jest stawka wyborów? Spór pomiędzy Trzecią a Czwartą RP jest pozorny, to dwie strony tego samego medalu, obie żyć bez siebie nie mogą. Prawdziwe fronty są gdzie indziej, a najważniejsze pytanie brzmi: czy inteligencja zaangażuje się wreszcie w sprawy kraju i wyrwie społeczeństwo z letargu populizmu.
Walka z salonem nigdy nie była łatwa, a próby forsowania jego niegościnnych progów często kończyły się niefortunnie. Tak choćby, jak opisywana przez Jerzego Zarubę („Z pamiętników bywalca”) historia chłopca stajennego. „Występując w czasie uroczystego obiadu, przebrany za lokaja w za dużą liberię i białe, bawełniane rękawiczki, wywalił się na progu jadalni z półmiskiem kotletów. Padając krzyknął »mata koklety!«”.
Maciej Rybiński był jednym z felietonistów. Teraz może już zaliczać się, wedle określenia Jarosława Kaczyńskiego, do „publicystycznej szpicy”. W czołówkowym artykule „Dziennika” triumfalnie, niczym prawodawca, obwieścił początek nowej epoki, czyli „Koniec Polski Kiszczaka i Michnika”.
Dzisiejsi osiemdziesięciolatkowie. Wiek XX przejechał się po ich życiu jak walec. Odebrał młodość, nauczył gorzkiego dystansu, ale też wzmocnił. Oto opowieści czworga z nich: Marii Janion, Józefy Hennelowej, Andrzeja Wajdy i Mieczysława Rakowskiego. Opowieści z Polską w tle.
Adam Michnik 17 października skończył 60 lat. Rzecz trudna do pojęcia, zwłaszcza dla ludzi mojego pokolenia, pamiętających Michnika z jego lat studenckich, od czasu relegowania goz Uniwersytetu Warszawskiego w pamiętnym marcu 1968 r. Tak więc przeżyliśmy z Michnikiem większość własnego życia... A zarazem pół wieku dziejów Polski.
Jarosław Kaczyński ma wprawdzie wyższe wykształcenie, ale chyba lepiej się czuje w otoczeniu typowego elektoratu PiS czy pośród swoich ludzi z aparatu partyjnego niż w środowiskach uniwersyteckich albo prasowych – mówił prof. Jerzy Jedlicki komentując wypowiedź prezesa PiS o łże-elitach.