Polscy biznesmeni, jak choćby Jan Kulczyk czy Zygmunt Solorz-Żak, mieli już okazję przekonać się, że z prądem należy obchodzić się ostrożnie. Czy i Michałowi Sołowowi państwo wybije z głowy atomowe ambicje?
Rząd Beaty Szydło bez wahania realizuje politykę prezesa i partii. I tylko w jednej sprawie nie kryje rozterek: budować elektrownię atomową czy nie?
30 lat temu katastrofa czarnobylskiego reaktora wygnała z domów ponad 100 tys. Białorusinów. Niewiele z tych tułaczek ma szczęśliwe zakończenie.
Japonia odeszła częściowo od atomu, świat przestał uważać, że coś, co jest japońskie, daje stuprocentową gwarancję bezpieczeństwa, a ci, którzy zostali przy atomie, postawili na podwyższone standardy bezpieczeństwa.
W krajach naszego regionu nie dochodzą do skutku kolejne projekty budowy elektrowni jądrowych. Powraca pytanie o ekonomiczny sens ich powstania w Polsce.
Czy nie popadamy w paranoję, podejrzewając Rosjan o opóźnianie polskiego programu energetyki jądrowej, budowy Gazoportu i o wywołanie kryzysu w górnictwie?
Hanna Trojanowska, pełnomocnik rządu ds. energetyki jądrowej, zrezygnowała ze stanowiska. Oficjalnie – bo wykonała spoczywające na niej zadania. Nieoficjalnie – bo Polska po cichu żegna się z programem atomowym.
Zatajanie informacji, niejasne inwestycje, zapomniane ofiary: przez trzy lata po Fukuszimie japoński rząd popełnił wiele błędów. Teraz być może popełni największy i znów włączy elektrownie.
Wyciek skażonej radioaktywnie wody z systemu chłodzenia reaktora w elektrowni atomowej w Fukuszimie to kolejny akt japońskiego dramatu.