Braki węgla, awarie w elektrowniach, wojny politycznych nominatów, powrót ministra Tchórzewskiego – same nieszczęścia walą się na polską elektroenergetykę. Na własne życzenie szykujemy sobie wyłączenia prądu, czyli blackout.
W atomie najbardziej fascynujące jest to, czego nie można zobaczyć. To, czego nie widać, wzbudza też najwięcej lęków.
Jeśli chodzi o opowiadanie o atomie, Polska ma długą i barwną historię. Gorzej, że jak na razie nie widać ani jednego megawata wyprodukowanego ze źródeł jądrowych.
Drugie podejście do budowy polskiej elektrowni atomowej staje się kopią pierwszego. Trudno się dziwić, że mieszkańcy wybranej lokalizacji mają atomowe nastroje.
Francuzi w interesach są realistami, potrafią doskonale rozdzielać obie sfery: gospodarczą i polityczną. Licząc na kontrakt atomowy z Polską, Macron gotów jest nawet przełknąć demonstracyjne spotkanie premiera Morawieckiego z Marine Le Pen.
Michał Sołowow, najbogatszy Polak, i Daniel Obajtek, najważniejszy państwowy menedżer, chcą wspólnie inwestować w małe reaktory jądrowe. Tymczasem Zygmunt Solorz-Żak, właściciel Polsatu, szuka atomowych okazji w rosyjskim Kaliningradzie. Ta informacja podana przez Politykę Insight wywołała nie lada sensację. O co tu chodzi?
Najbogatsi Polacy chcą rozwijać technologie jądrowe. Michał Sołowow stawia na małe reaktory z USA, a Zygmunt Solorz-Żak na duże reaktory z Rosji.
Viktor Orbán i Zygmunt Solorz-Żak chcą razem zbudować elektrownię jądrową w Kaliningradzie i przekonać polski rząd do budowy mostu energetycznego z eksklawą. Warszawa nie powiedziała nie – wynika z nieoficjalnych ustaleń Polityki Insight.
Fantazja o polskim atomie powraca. Premier zapowiedział, że wkrótce powstanie pierwsza elektrownia jądrowa, a po niej kolejne. Szanse na to są jednak coraz mniejsze.
W niemieckim Philippsburgu odłączono od sieci reaktor B, a na tym nie koniec. Aktywiści protestują, bo widzą w energetyce jądrowej sojusznika w walce z kryzysem klimatycznym. Czy mają rację?