To były lata skomplikowanych gier środowisk twórczych z władzą. Z rezultatem dla polskiej kultury w sumie przyzwoitym, choć przecież już nigdy nie dowiemy się, co by zostało po tamtej dekadzie, gdyby powstały wówczas dzieła, które z powodów politycznych powstać nie mogły.
W grudniu 1970 r. Gierek szedł do Warszawy w glorii dobrego gospodarza Śląska. Towarzyszyła temu społeczna nadzieja, że zaradność, zamożność i sukcesy w górniczym województwie przełożą się na cały kraj. Czy był takim dobrym gospodarzem?
Pod koniec lat 70. statystyczny Polak wypijał 8,6 l alkoholu (w przeliczeniu na spirytus; przed wojną 1,5 l). O skali pijaństwa decydowały różne czynniki – ich sprzężenie nastąpiło właśnie w dekadzie gierkowskiej.
Rok ten nie przyniósł w Polsce radykalnych zmian, ale mimo to był przełomowy za sprawą dwóch wydarzeń: podpisania w Helsinkach Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie i zgłoszenia przez władze PRL zamiaru zmian w konstytucji.
Polskie społeczeństwo miało olbrzymie doświadczenie w różnorodnych nielegalnych działaniach ekonomicznych, jednak dopiero w cieplarnianych warunkach lat 70. nieformalne inicjatywy gospodarcze obywateli PRL zaczęły przybierać – zgodnie z duchem czasu – nowoczesne formy.
M-3, czyli mieszkanie dwupokojowe z kuchnią, było podobnie jak mały Fiat wielkim marzeniem polskich rodzin epoki gierkowskiej.
Gdyby szukać materialnego symbolu gierkowskiej dekady, Polski Fiat 126p byłby jak znalazł. To za sprawą tego małego autka zaczęła się w PRL era masowej motoryzacji. Bo samochód – obok własnego mieszkania – miał być najbardziej widomym znakiem dobrobytu Polaków.
„Telewizor, meble, mały Fiat” – śpiewa o marzeniach w tamtych latach zespół Perfect. Dekada, jeśli chodzi o poziom i styl życia Polaków, miała dwie różne odsłony. Najpierw relatywny wzrost dobrobytu i rozbudzenie apetytów, potem coraz większe niedobory i reglamentacja.
Pamięć o poprawie bytu Polaków w pierwszej połowie lat 70. jest zapewne źródłem dwuznacznego sentymentu wobec dekady Edwarda Gierka. Dwuznacznego, gdyż z historycznej perspektywy jeszcze lepiej widać, jaką iluzją były nadzieje na głębsze reformy.
Bigosowym socjalizmem można nazywać pierwszą połowę dekady lat 70., ten krótki w dziejach Polski Ludowej okres względnej prosperity, kiedy ruszyła produkcja małego Fiata, wzrosła dostępność mięsa i wędlin, a strach Polaków relatywnie zmalał.