Hasło wymyślono w Ministerstwie Edukacji Narodowej w listopadzie 1998 r.: reforma oświaty dotrze do gmin pomarańczowym autobusem. Wójtowie zapalili się do pomysłu, bo pojazdy miały być nowe i za darmo. Ale czas mija, gminy czekają, a MEN wciąż radzi nad Gimbusem - jak dźwięcznie ochrzczono ten autobus do przewozu gimnazjalistów. Powracają natomiast wspomnienia o przodku Gimbusa z epoki PRL - Osinobusie.
W ramach ćwiczeń oświatowych w mazurskiej gminie Dąbrówno odbyło się ostre strzelanie. Radni pod wodzą wójta wycelowali w jedną ze szkół podstawowych, ale pospolite ruszenie dowodzone przez nauczycieli dysponowało większą siłą ognia.
Najważniejsze decyzje dotyczące reformy edukacji już zapadły. Zaraz potem Biuro ONZ ds. Rozwoju (UNDP) opublikowało raport, który rzuca zupełnie nowe światło na sytuację i problemy polskiej oświaty.
W kilka dni po uzyskaniu prezydenckiej zgody na reformę ustroju szkolnego minister edukacji podpisał jedenaście rozporządzeń wykonawczych do ustawy i obiecał drugie tyle za miesiąc. Urzędnicy MEN nie tają, że chcą być prymusami wśród reformatorów: nie powtarzać cudzych błędów, zaś własne wtopić w pejzaż powszechnego bałaganu, jaki zapanował od początku roku. Ale chyba to się nie uda.
Prezydent podpisał ustawę o zmianie ustroju szkolnego od 1 września. "Aleksander Kwaśniewski nie chce blokować reform, które są konieczne i oczekiwane" - powiedziała minister Barbara Labuda uzasadniając tę decyzję. Tak więc 1 września obecni szóstoklasiści rozpoczną naukę w trzyletnim gimnazjum. Po nich następne roczniki. W klasach I-IV i w pierwszej klasie gimnazjum zaczną obowiązywać nowe programy.
Rozmowa z Henrykiem Pawłowskim, nauczycielem matematyki w IV Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki w Toruniu, promotorem olimpijczyków.
"Reforma? Ministerstwo wie, my - nie!" głosił jeden z transparentów nauczycielskiej pikiety pod Sejmem w dniu głosowania ustawy o reformie ustroju szkolnego. Urzędnicy MEN, pytani o konkrety na temat nowej sieci szkolnej, odpowiadają: "Gmina wie". A lokalne władze samorządowe zachowują się tak, jakby strzegły tajemnicy państwowej: wiedzą, ale nie powiedzą. Jeszcze mają czas, jeszcze "wszystko jest w toku uzgodnień".
Dotychczas czuli się pariasami budżetówki. Czy wkrótce staną się pariasami samorządów? Szum informacyjny wokół reformatorskich planów Ministerstwa Edukacji i lokalne przykłady oszczędzania na oświacie poprzez redukcję kadry szkolnej budzą wśród nauczycieli najgorsze przeczucia.
Włodzimierz Paszyński - absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1974 r. pracował jako nauczyciel; równocześnie aktywny działacz harcerski. W latach 80. związany z oświatą niezależną, czyli grupą ludzi, która wydawała "Tu teraz" - nauczycielską mutację podziemnego pisma "Kos", a później organizowała pierwsze, niekonwencjonalne licea społeczne (polonista w I SLO w Warszawie). Członek tzw. zespołu ekspertów oświaty (1980-81), który przygotowywał i prowadził negocjacje na temat reformy systemu edukacji z kierownictwem ówczesnego ministerstwa oświaty i wychowania. Dorobek zespołu został wydany drukiem i stał się zalążkiem zmian w oświacie, rozpoczętych po przełomie politycznym. W 1990r. powołany na stanowisko kuratora warszawskiego przez ministra oświaty w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, prof. Henryka Samsonowicza. Bezpartyjny. Jeden z ostatnich kuratorów z pierwszego rozdania. Twórca m.in. sieci szkół licealnych w tych dzielnicach Warszawy, gdzie ich nigdy nie było. Kompetentny i otwarty, cieszący się sympatią młodzieży (gdy inni wprowadzali restrykcje, on organizował koncerty rockowe w pierwszym dniu wiosny). Człowiek z autorytetem, uznawanym również w kręgach przeciwników politycznych.
NULL