Podwyżki pensji zostały przyjęte przez nauczycieli nadzwyczaj powściągliwie
Każdy nowy rok szkolny to kolejny etap jakiejś reformy oświatowej. Urzędnicy wciąż poszukują cudownych recept na wzmocnienie szkoły. Rodzice, uczniowie i nauczyciele mają prawo czuć się skołowani nadmiarem podawanych lekarstw.
To Ala, a to As. Ala jest stara. Ma 92 lata. As też jest stary. I ciągle żyją. A co przeżyli, to opowiedzą.
Już za kilka dni każdy siedmiolatek wyciągnie z tornistra swoją pierwszą szkolną książkę. Jedną z osiemdziesięciu, wśród których mogła wybrać jego nauczycielka. Zacznie składać pierwsze słowa nie mając pojęcia, że ów moment poprzedziła prawdziwa bitwa wydawców. A walka to była nie byle jaka. Każdego roku do podziału jest bowiem podręcznikowy tort wart 650 mln zł.
Minister Handke chciał wszystko zmienić, minister Łybacka – wszystkim dogodzić
Pierwsi absolwenci gimnazjów usiłują właśnie przedostać się na kolejny szczebel systemu edukacji – do trzyletnich szkół średnich. W wielkich miastach ta operacja przybierała czasem wręcz groteskowy charakter.
Na początku było słowo, czyli Biblia. Z Biblii też można zrobić bryk. Autorzy rozmaitych opracowań i ściąg dają do zrozumienia, że im stwarzanie świata zajęłoby z górą pół dnia.
Maj zawsze był miesiącem matur, czyli ceremonialnego wchodzenia w dorosłość. Od tego roku krąg zdających końcowe egzaminy poszerza się o gimnazjalistów, a sprzężona z testami technika komputerowa usuwa w cień stare rytuały.
Czy laureat olimpiady przedmiotowej to przyszły wybitny naukowiec bądź ekspert, czy jedynie sprawny uczeń, wyćwiczony w rozwiązywaniu specyficznych olimpijskich zadań, którego talent z czasem blednie? Czy szkoła z olimpijską metką jest kuźnią przyszłych noblistów, której elitaryzm należy wspierać, czy raczej deformacją systemu, zaniedbującego nieolimpijską większość?