Tytuł nie jest prowokacją. Słyszeliśmy to zdanie kilka razy od fińskich nauczycieli, tłumaczących, dlaczego fińscy uczniowie wygrywają w międzynarodowych testach poziomu nauczania.
Ministerstwo Edukacji przekonuje, że 33 tys. sześciolatków w pierwszych klasach miewa się dzisiaj bardzo dobrze. Czy rodzice maluchów przestaną się bać wcześniejszej szkoły?
Liczba uczniów w szkołach podstawowych przez 10 lat spadła prawie o połowę. Ale zamknięcie jakiejkolwiek szkoły to gehenna.
Część ogłoszonych właśnie reform szkolnictwa wyższego opiera się na założeniach, które kursują jako niepodważalne prawdy. A to tylko legendy.
A może by tak wyrzucić tablicę, kredę, gąbkę? Zamiast algebry uczyć projektowania gier komputerowych? Skoro chodzi o to, żeby dzieci przygotować do życia, to w imię czego izolować je od współczesnych technologii cyfrowych?
Absolwenci najlepszych amerykańskich college’ów, mimo nieposiadania tytułów naukowych, cieszą się społecznym prestiżem i świetnie zarabiają. Dlaczego takie szkoły są potrzebne w Polsce i co należałoby zmienić, by ich utworzenie było możliwe.
Piszemy o studniówkach już teraz, mniej więcej na sto dni przed wydarzeniem, bo może ktoś się jeszcze opamięta. Studniówkowa tradycja zaczyna zahaczać o szaleństwo.
Ponad dwie piąte absolwentów szkół wyższych uczy się dalej: na studiach podyplomowych, doktoranckich, MBA.
W ławkach zasiadają dziś inne dzieci, które nie znają świata bez komputerów i Internetu.
Zagrożone niżem demograficznym uczelnie prześcigają się w metodach promocji i tworzą dziwne kierunki. Ostatnią deską ratunku bywa dla niektórych handel wizami.