Chiński system kształcenia, pozornie egalitarny, dawał fory ludziom ustosunkowanym i zamożnym. Tak było przed wiekami – i podobnie jest dziś. Nie bez znaczenia jest też coraz bardziej dający się we znaki inny problem.
Szkoła, w której dzieci nieruchomo siedzą codziennie po kilka godzin w ławce, nie uczy kluczowych kompetencji społecznych.
Choć system egzaminów urzędniczych, który istniał w Chinach przez 1,5 tys. lat, był sposobem na zdobycie dużych pieniędzy i zrobienie kariery, niekoniecznie wiązał się z kreatywnością i rozwojem nauki.
Szkodliwe dla umysłu – głosi apel Instytutu Spraw Obywatelskich – jest już samo trzymanie telefonu w zasięgu wzroku. Ale moi uczniowie na lekcję wchodzą już z nim w ręku. Kładą go na ławce, a gdy proszę, aby schowali, robią to, ale potem nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Są zdezorientowani, więc cierpliwie nimi kieruję jak manekinami.
Podstawa programowa z historii, która budzi tak gorące emocje dorosłych, dla większości uczniów jest po prostu nieznośnym jarzmem nudy. Czy musi tak być? I czy każdy powinien się o tej podstawie wypowiadać?
Samorządy na edukacji starają się nie oszczędzać, ale coraz trudniej im pokrywać eksplodujące koszty, skoro z budżetu państwa dostają za mało na finansowanie oświaty. Czy po zmianie władzy będzie lepiej?
Co wspólnego ma mickiewiczowski Konrad z bocianem przynoszącym dzieci? Czy Sienkiewicz jest bardziej szkodliwy niż ChatGPT? Dlaczego Cezary Baryka zmusza nauczycieli do oszustw? To tylko część wątków rozmowy w nowym cyklu „Polityki”: „Nasza szkoła”.
Jako żywo mamy nadmiar pól konfliktów, by sztucznie tworzyć następne. Dziw bierze, że najwyraźniej nie rozumie tego zatroskany o wspólnotę intelektualista, autor wielotomowego opus magnum „Dzieje Polski”.
Natężenie emocji towarzyszących okrawaniu podstawy programowej pokazuje skalę pogorzeliska zostawionego w polskich szkołach przez rządy PiS. A spory o kanon lektur zasłaniają o wiele bardziej palące problemy.
Rozmowa z pedagożką dr Aleksandrą Jasińską-Maciążek o tym, dlaczego prace domowe budzą tyle emocji i jakie powinny być, żeby miały sens. To pewne, że narzucanie jednakowych dla wszystkich rozwiązań jest ryzykowne.