Do życiorysu takiego jak Anety ludzie nie powinni dopuszczać. Ale takie życiorysy idą w tysiące. Matka właściwie jest, ale pije, nie chce swoich dzieci, więc jakby jej nie było. Ojciec popełnił samobójstwo. Starsza siostra, jak i Aneta, przebywa w ośrodku wychowawczym. Podobno szukają dla niej jakiegoś dachu nad głową, bo niedługo będzie pełnoletnia. Brat w Domu Dziecka. Drugiego brata zabrał do siebie jego biologiczny ojciec.
Karolina ma w sobie dużo zimnej, wyuczonej nienawiści, przerażającej u trzyletniej dziewczynki. Kiedyś zda sobie sprawę z tego, że wyrok dla jej matki Wioletty był również wyrokiem dla niej.
Niemal w każdej szkole wrzesień schodzi na powakacyjnej resocjalizacji – próbach okiełznania rozbieganych i rozgdakanych uczniów. Ale zdarzają się klasowe istne diabły wcielone. Z pozoru nie ma rady. Tymczasem ich zachowanie nie musi być sprawą braku dyscypliny, złego wychowania lub trudnego charakteru. To może być dziedziczny zespół ADHD.
Kiedy cała Polska wciąż zastanawiała się nad śmiercią 14-letniego Adama, który 24 sierpnia 2001 r. w Gliwicach padł ofiarą straszliwie bezsensownej zemsty swoich rówieśników, w pokopalnianym opuszczonym budynku w Żorach odkryto zmasakrowane zwłoki 14-letniego Łukasza. Zginął 5 dni wcześniej z rąk o dwa lata starszego bandyty. Bo był niewygodnym świadkiem jego wcześniejszych przestępstw.
Rozmowa z dr psychologii Lucyną Kirwil z Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego
Ojcowie pachnieli Przemysławką i nosili w teczkach złożone w kostkę włoskie ortalionowe płaszcze. Twarze matek błyszczały wieczorami od kremu żółwiowego. W podręcznikach historii ten okres otwierają przerywane burzliwymi oklaskami przemówienia Października, kończą grudniowe strzały na Wybrzeżu. Ale dla dzieci tamtej epoki – dziś czterdziesto- i pięćdziesięciolatków – wspomnienia mają smak oranżady w proszku i niedoj- rzałych jabłek, a w tle napis „Przepraszamy za usterki”.
Rozmowa z Mirosławą Kątną, psychologiem, o szkolnych stresach i zagrożeniach
Jak się robi dziecko? Recepta wydaje się prosta i wypróbowana od wieków. W przypadku Ingeli i Tessy, dwóch młodych lesbijek z Malmö żyjących w związku partnerskim, czyli uznanym przez państwo „małżeństwie osób tej samej płci” ze wszystkimi konsekwencjami na gruncie prawa rodzinnego, konwencjonalne metody spłodzenia wspólnego dziecka są jeszcze ciągle wykluczone. Chociaż medycyna nie powiedziała tu jeszcze ostatniego słowa.
Nie chcą być nazywani bezdzietnymi, childless, co sugeruje brak czegoś i pobrzmiewa smutno. Mówią o sobie childfree, wolni od dzieci, jak guma do żucia bez cukru, bo czują się uwolnieni, nie zaś pozbawieni.
Zagraniczni rodzice, którzy decydują się adoptować dzieci w Polsce, żałują czasem, że nie wybrali Wietnamu albo Ekwadoru. Może adopcja potoczyłaby się sprawniej. A że tam trzeba zapłacić za dziecko? W Polsce również, i to całkiem sporo. Autorka, zatrudniona jako tłumaczka, towarzyszyła francuskiemu małżeństwu w ich perypetiach.