Trybunał Konstytucyjny dwukrotnie orzekał, że przywileje Polskiego Związku Działkowców są niezgodne z ustawą zasadniczą, a parlament jeszcze je zwiększał – wyborcze głosy miliona działkowców były zbyt cenne.
Nie trzeba długo szukać, by znaleźć miejsce, w którym – jak w lustrze wody – odbija się nasze polskie poczucie piękna. Wystarczy wybrać się na spacer do najbliższych ogródków działkowych.
Właściciel działki na warszawskiej kępie wiślanej zwanej Wielorybem łamiąc prawo zaczął budować pole golfowe. Nie tylko wypłoszył orły bieliki, które po raz pierwszy próbowały założyć tu gniazdo. Być może stworzył dla Warszawy zagrożenie powodzią podobną do tej, która przed kilku laty podtopiła Wrocław.
Działki budowlane w centrach miast to dzisiaj prawdziwe żyły złota. Metr ziemi potrafi kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Gdzie jest kres tych cenowych szaleństw?
Nad rachitycznymi altanami zdobiącymi centra miast, gdzie zdarzy się i stara wanna, i opony; nad przebogatymi w ołów i inne metale ciężkie grządkami, zszarzałymi od spalin i kwaśnych deszczów jabłonkami znowu krąży widmo. Pieniądza i polityki.
Do jednego ze szczecińskich szpitali trafiło niemowlę w ciężkim stanie. Matka nakarmiła je grochówką. Nie miało meldunku, cała rodzina mieszkała na działkach. Interweniowała opieka społeczna. Wtedy okazało się, że na miejskich działkach powstał cały osobny świat. Mieszka tam na stałe kilkaset osób. Bezrobotni i pracujący, młodzi i starzy, samotni i rodziny, menele i prezydent miasta Marian Jurczyk.
Daczowanie to zdecydowanie najważniejsze weekendowe zajęcie Polaka. Znów w modzie i na fali. Na daczach i daczowiskach harmonijnie egzystują obok siebie różne warstwy i słoje społeczne: niedobitki miejscowych chłopów, inteligenccy emeryci z miasta, nowe warstwy średnie i półśrednie oraz nowy prężny pieniądz. Altanki i budki budowlane stoją w sąsiedztwie wiekowych chałup, przeniesionych tu w kawałkach, a obok wyrastają rezydencje w zachodnim stylu oraz murowane pałace z racji bajkowej ornamentalistyki zwane gargamelami. Polska w pigułce.
Ogródki działkowe to, wydawałoby się, symbol spokoju i sielanki. Między rabatami i drzewami owocowymi już dawno jednak zagnieździła się polityka. Stawką są cenne grunty i coraz większe – w przypadku dużych miast – pieniądze. Dlatego działkowcy wciąż szukają politycznych sprzymierzeńców. Zwłaszcza że pogoda tej wiosny nie jest dla nich najlepsza.
Zwykle bywa tak: najpierw nieznani sprawcy włamują się do domku letniskowego albo nawet do kilku domków naraz. Następnie przyjeżdża komisja dochodzeniowa z powiatowej policji. Odjeżdżając komisja nie kryje, że z powodu braku jasnych tropów sprawcy raczej pozostaną nieznani. Właściciel letniska podejrzewa o włamanie ludność z pobliskiej wsi i montuje drzwi z blachy. Przy następnej bytności znajduje drzwi rozprute, a w daczy ślady pobytu obcych. Przyjeżdża komisja dochodzeniowa z powiatu i nie kryje, że z powodu braku jasnych tropów...
Uwłaszczać się czy nie? To pytanie podzieliło działkowców. Gruszki już dojrzały, malin też w bród, pomidory będą lada dzień, ale ludzie do tego głowy nie mają. Podpisy zbierają jedni za, a drudzy przeciw włączeniu działek pracowniczych do ustawy uwłaszczeniowej. Podpisy wysłać trzeba szybko do parlamentu, prezydenta, może jeszcze Trybunału Konstytucyjnego.