Konserwatywny senator z Texasu wygrał w dwóch kolejnych stanach, znacznie zmniejszając przewagę Trumpa. Czy zbliża się moment przełomowy w kampanii republikanów?
„Bez sensacji” nie znaczy nudne. Trump, czując, że jego szanse rosną, zmienia ton na bardziej umiarkowany. Clinton musi wykrzesać z siebie to, co dawniej wykrzesał Obama.
Na razie bohaterami pierwszej przymiarki do kampanii prezydenckiej w USA są outsiderzy: Bernie Sanders i Donald Trump.
Miło popatrzeć, jak Amerykanie wierzą w amerykańską demokrację. Właśnie odbyły się partyjne prawybory prezydenckie w stanie Iowa, których wcale nie wygrał Donald Trump.
Poważny portal internetowy „The Globalist” bardzo krytycznie analizował amerykański zachwyt nad „Marsjaninem”. Zdaniem portalu popularność tego filmu, jednego z najbardziej kasowych w zeszłym roku, ma świadczyć, że Amerykanów trawi głupawa gorączka złudzeń.
Donald Trump jest chyba pierwszym kandydatem do Białego Domu, który może zarobić na wyborach. I doprowadzić swoją partię do politycznego bankructwa.
Tego jeszcze nie było: możemy mieć rząd praktycznie bez opozycji. Znalazła się w rozsypce i nie stanowi na razie realnej siły.
Można tylko współczuć Partii Republikańskiej. Około 20 jej polityków chce kandydować na prezydenta w 2012 r., ale żaden nie wydaje się zagrażać Barackowi Obamie.