Amerykańskie media i senatorowie nie odpuszczają i zasypują nową administrację pytaniami o związki z Rosją.
Wizja, że amerykański prezydent jest prowadzony przez Rosję, sterowany przez Putina, brzmi jak wątek powieści szpiegowskiej. Ale Trump uczciwie zapracował, by w ogóle ciągnęły się za nim podobne podejrzenia.
To już oficjalne: 35-letni miliarder, nowojorski kamienicznik i wnuk polskich Żydów, ale przede wszystkim mąż Ivanki Trump i ojciec jej trójki dzieci będzie doradcy ds. umów handlowych i Bliskiego Wschodu.
Barack Obama – po ośmiu latach przywództwa – zostawia Trumpowi świat gorszy i groźniejszy, a Amerykę, choć zamożniejszą, to bardziej podzieloną i skonfliktowaną. Ale jeszcze za nim zatęsknimy.
Po poważnych wpadkach Kijowskiego i Petru, bladych występach Grzegorza Schetyny, jedna rzecz staje się jasna: czas, żeby „męski“ model pojedynczego, arbitralnego, nietłumaczącego się ze swoich decyzji i niekonsultującego z nikim przywódcy odszedł do lamusa.
To nie jest jakaś groteskowa „zimna wojenka”, tylko ostrzeżenie przed realnym zagrożeniem.
Wygrana Donalda Trumpa i wykrwawiająca się Syria, zwłaszcza zacięte walki o Aleppo – zdominowały mijający rok w mediach. Ale na świecie działo się znacznie więcej.
Wydalenie rosyjskich dyplomatów to jedna z najostrzejszych sankcji, na jaką zdecydowały się USA wobec Rosji w ostatnich latach.
Wiele wskazuje na to, że Donald Trump potraktuje prezydenturę jako okazję do zrobienia biznesu stulecia. A pomogą mu w tym jego dzieci.
Sztab Trumpa nie ma innej opcji, jak zaprzeczać rewelacjom NBC, bo stawką w tej grze wciąż jest prezydentura ich idola i chlebodawcy.