Program koncertu sylwestrowego w TVP pokazuje, w jakim kierunku rozwija się hołubione przez dzisiejszą władzę disco polo. Z piosenek dowiemy się, że w życiu Polaka liczą się kasa, używki, a przede wszystkim swobodny seks. Mało to współgra z prawicowymi „wartościami rodzinnymi”.
Ukazały się właśnie dwie poważne książki poświęcone disco polo. Zjawisko stało się też tematem wystawy w warszawskim Muzeum Etnograficznym. Czy to oznacza pełną nobilitację nurtu?
Disco polo staje się tematem poważnej publicystyki kulturoznawczej.
Dlaczego prezes TVP proponuje, by skończyć z hipokryzją, docenić disco polo i dostrzec bohatera w Zenku Martyniuku? Bez śladu hipokryzji można odpowiedzieć: bo to się politycznie opłaca.
Co telewizja przez dekady psuła, teraz próbuje naprawić. „Dzika muzyka”, seria dokumentów o polskiej muzyce tradycyjnej, wiejskiej, ma jej przywrócić dobre imię.
Nie lubimy się do tego przyznawać, ale nasz rodzimy masowy gust przez ostatnie 25 lat karmił się częściej popkulturą wschodnią i włoską niż anglosaską. Kształtowała go – od Top One po Donatana – kultura bazaru.
Postanowił – wzorem amerykańskich fotografów – sportretować polskie obrzeża. I przekonał się, że to ciągle jest kraj energicznej inicjatywy, disco polo, tanich dyskontów, używanej odzieży i kredytów-chwilówek.
Piosenka Weekendu jest banalna i tandetna, ale mówi dziś o rynku więcej niż sto bardziej ambitnych.
Wraz ze słoikowcami i duitowcami do dużych miast przywędrowało disco polo: z remiz, kurników i magazynów do klubów. Stacja Polo TV ma już w Polsce lepszą oglądalność niż MTV. A salon? Długo z tą muzyką wojował, ale poległ na polu bitwy z kasą.
Przez ostatnią dekadę świat kultury zajmował się wspominaniem lat 80. Teraz nieuchronnie zapanuje nostalgiczna moda na lata 90. Nie warto się przed nią bronić, bo jest dobra dla zdrowia.