Po co natura wymyśliła depresję i czy człowiek naprawdę nie da już sobie rady bez antydepresantów?
W ubiegłorocznych badaniach CBOS jedna trzecia Polaków wyznała, że martwi się o swoje zdrowie psychiczne. Prawdziwy problem w tym, że często niesłusznie.
Polska i Polacy zaskakują świat i samych siebie. Gdy już nawet Francuzi przestali wierzyć w Unię Europejską, my ciągle mocno popieramy unijny projekt. Na dodatek, choć narzekamy na władze i jakość państwa, jesteśmy zadowoleni z siebie i z życia.
Nie kocham mojego dziecka, jest mi obojętne – takie wyznanie to jedno z najsilniejszych tabu.
Nie kocham swojego dziecka – takie wyznanie to jedno z najsilniejszych tabu.
Niby ogólnie coraz lepiej nam się żyje. A mimo to spektakularnie przybywa załamań nerwowych. Ni to depresji, ni wypalenia, jakiejś psychicznej rozsypki. Cierpi na nie kilka milionów spośród nas.
W 1985 r. William Styron, wówczas już gwiazda amerykańskiej literatury, przyjechał do Paryża. Miał odebrać nagrodę Prix Mondial Cino Del Duca, przyznaną wcześniej m.in. Borgesowi, Carpentierowi i Jüngerowi. Ale przyjazdowi do „miasta miłości” nie towarzyszyła radość.
900 tys. dzieci i nastolatków potrzebuje pomocy psychologiczno-psychiatrycznej. Depresja i lęki dopadają ich coraz częściej, coraz młodsi próbują samobójstw.
Coraz więcej młodych, przebojowych sięga po antydepresanty. Jedni, bo przygniótł ich sukces. Drudzy, żeby osiągnąć jeszcze większy. Nie boją się ich brać, traktują niczym suplement diety. Boją się odstawić.
Osoby publiczne w Polsce potrafią się przyznać do alkoholizmu. Wyznać, że dopadł je rak. O depresji milczą. To wciąż tabu.