Trwa największe pancerne starcie w historii wielkich zamówień zbrojeniowych Polski. Naprzeciw siebie stoją jednak nie potężne czołgi, a osobowości, interesy oraz wizje rozwoju wojska i przemysłu obronnego.
W gliwickim Bumarze naprawiają czołgi walczące w Ukrainie. Z ich zniszczeń wiele się można o tej wojnie dowiedzieć. I jeszcze więcej nauczyć.
Niemcy w końcu podjęli decyzję o przekazaniu Ukrainie czołgów Leopard. Ich wahania, całe to „scholzowanie” wywołało irytację Ameryki i jej sojuszników z proukraińskiej koalicji. Ale spróbujmy zrozumieć Niemców. Ich wizja historii i polityki przed rokiem się zawaliła. Zmiana wymaga czasu i wsparcia. Także ze strony Polski.
Do wiosny pierwsza kompania leopardów powinna znaleźć się w Ukrainie, a wielonarodowa koalicja dostarczyć ma w krótkim czasie dwa bataliony, czyli setkę najnowocześniejszych i najszybciej dostępnych wozów.
Dlaczego kanclerz Olaf Scholz ociągał się z wysłaniem czołgów na Ukrainę? I co będzie dalej po podjęciu tej decyzji? Rozmowa z Piotrem Burasem z EFCR.
Worek z leopardami się rozwiązał, Ukraina dostanie sprzęt, z którego da się złożyć co najmniej dwa bataliony czołgów, i to nie licząc abramsów, challengerów i leclerców. Rosyjski Telegram zakipiał ze złości.
Władimir Putin taktycznie milczy, Kreml jest powściągliwy, media uspokajają, propagandyści straszą w sieci eskalacją. Atmosfera w Rosji jest nerwowa, a na horyzoncie – prócz leopardów i abramsów – wyłaniają się już inne problemy.
Wreszcie coś ruszyło w sprawie czołgów, które Ukraina tak bardzo chciałaby otrzymać. Czy będą gejmczendżerem, tak jak HIMARS-y? O ile dostarczy się ich odpowiednio dużo... Sprawa nie jest jednak taka prosta.
Najpierw słyszeliśmy, że amerykańskie abramsy nie są idealne dla Ukrainy, a teraz – że mogą pójść śladem leopardów, o których przekazaniu miał w ostatniej chwili zdecydować opierający się do tej pory rząd Niemiec. Czy polityka będzie w stanie pokonać wojskową logistykę?