Choć Cypr jest podzielony od ponad 30 lat, cypryjscy Grecy i Turcy nadal mają poczucie wspólnoty. Może nawet odczuwają je silniej niż przed rozpadem wspólnego państwa, bo już nie paraliżuje ich lęk ani nienawiść.
Cypryjczycy długo będą rozpamiętywać ten rok niespodzianek. Z Afryki przyleciała szarańcza, amerykański archeolog odkrył resztki Atlantydy, a Europa nagle przestała ich rozumieć. Swoje sympatie po raz pierwszy skierowała ku północnej, tureckiej części wyspy.
Jest takie popularne powiedzenie: posadź dwóch Greków przy stole, a usłyszysz dwadzieścia różnych opinii na jeden temat. Właśnie z taką sytuacją polityczną mamy w tej chwili do czynienia na Cyprze.
Na styku Europy i Azji wielka polityka postawiła naprzeciw siebie dwa narody. Polała się krew, wzniesiono mury, Cypr przecięły zasieki. I tak to trwa od ćwierć wieku. Ostatnio spór Greków z Turkami omal nie wpłynął na przyszłość... Polski.
Najbardziej absurdalny widok tego lata? Tuż za Famagustą rozciąga się plaża godna Copacabany, najlepsza na wyspie – aż po horyzont złocisty piasek i strzeliste hotele przeglądające się w morzu. Puste, odcięte siatką, zaminowane, martwe. Od 26 lat.
Pierwszy: nie można nosić futer, choć kuszą niemiłosiernie z licznych sklepów z rosyjskimi napisami. Za ciepło - nawet w grudniu. Drugi: ruch lewostronny, odziedziczony po kolonizatorze brytyjskim. Gdyby nie to, byłby tu stuprocentowy raj. Mimo tych problemów Rosja Jelcyna przepuściła przez Cypr 60 miliardów dolarów. O tym, jak to zrobiła, będzie ta opowieść.