Wszystko, co kładziemy do sklepowych koszyków, a potem na nasze talerze, zostało „wyprodukowane” – często ogromnym kosztem dla środowiska. Nie zawsze jesteśmy świadomi, jaki ślad węglowy pozostawia to, co jemy.
Jeśli ogrzejemy Ziemię o 2 st., czeka nas katastrofa. Jeśli chcemy globalne ocieplenie ograniczyć do 1,5 st., w ciągu trzech dekad musimy przestać spalać paliwa kopalne. Czy da się zachować optymizm w obliczu takich danych naukowych?
Latte z mlekiem sojowym dla sympatyków obecnych władz stało się symbolem zamożnego warszawiaka, nieznającego realnych problemów przeciętnego zjadacza chleba, zatem podwyżka VAT na mleka roślinne nie jest niczym dziwnym. Tymczasem uderzy ona nie tylko w wegan, ale także w osoby uczulone na mleko oraz zmagające się z nietolerancją laktozy.
Podczas epizodów smogu stężenia wewnątrz budynków są na tak wysokie, że we Francji skutkowałyby zamknięciem szkół.
Mimo że udało nam się ograniczyć w ostatnich latach emisję CO2 do atmosfery, to jego stężenie jest w tej chwili najwyższe od co najmniej 800 tys. lat.
WWF alarmuje: „zjadamy” naszą planetę w zastraszająco szybkim tempie. W osiem miesięcy zużyliśmy zasoby, które powinny wystarczyć na cały rok.
Przez Sejm lotem błyskawicy pędzi właśnie rządowy projekt ustawy o rynku mocy, który umożliwi dotowanie konwencjonalnych elektrowni. Utrzyma on dominację węgla w polskiej energetyce. Pytanie brzmi: po co?
Naukowcy sprawdzili, które codzienne czynności istotnie zmniejszają ślad węglowy. Ich wnioski są zaskakujące.
Samochody budzą emocje. Zwłaszcza gdy stoją w korkach, ziejąc spalinami, ale też gdy krążą, szukając miejsca do postoju.
Państwa UE uzgodniły wspólne stanowisko ws. emisji CO2 do atmosfery, zupełnie ignorując postulaty polskiego ministra środowiska. Dlaczego?