Adrian Zieliński walczy o dobre imię. Dowodem niewinności złapanego na dopingu mistrza olimpijskiego ma być zanieczyszczona odżywka niewiadomego pochodzenia.
Doping w ciężarach był, jest i będzie. Coraz mniej prawdopodobne olimpijskie medale nie są warte coraz bardziej prawdopodobnego dopingowego wstydu.
Bracia Zielińscy zostali wykluczeni z występów na Igrzyskach Olimpijskich w Rio. W próbkach ich moczu wykryto nandrolon.
W tej dyscyplinie wiara w to, że „na sucho się nie pojedzie”, jest głębsza niż w innych.
Z Tomaszem Zielińskim były problemy jeszcze przed ogłoszeniem kadry na igrzyska.
Padłeś? Powstań! – tak mówi do siebie Marcin Dołęga. Po klęsce na igrzyskach w Londynie wrócił do kieratu, bo brak olimpijskiego medalu w jego kolekcji wymyka się logice.
W wieku 76 lat odszedł wybitny sportowiec, mistrz olimpijski z Tokio (1964) i Meksyku (1968), wielokrotny rekordzista świata wagi lekkiej w podnoszeniu ciężarów.
Kiedy Adrian Zieliński chciał rzucić treningi, trener Mikołajczyk powiedział: chcesz iść na studia, ale z dyplomem będziesz jednym z wielu, a w ciężarach będziesz mistrzem świata. I jest.
Ich pękające w szwach herkulesowe postury ucieleśniają męskie ambicje i damskie fantazje. Dlatego tłumy kibiców w ekstazie śledzą zmagania swoich idoli z ważącymi kilkaset kilo bryłami. Strongmeni, czyli siłacze. Nowa polska specjalność.
Albo rwanie, albo podrzut. Taki prosty styl bycia, a komplikuje się, kiedy stajesz na pomoście, żeby dźwignąć. Przy czubkach adidasów masz gryf naładowany z obu stron krążkami. Wgapiasz się w wycinek podłogi. Sala dogaduje: tyłek źle wypiął. Wrzeszczysz i podrzucasz na piersi. Tyle dla własnej przyjemności. Trzymasz. Sala na to: eee, czachuje. Zaraz, zaraz, palanciarze.