Dopóki Chorwaci jawili się jako ofiary serbskiej agresji, najnowsza historia kraju nie wywoływała gwałtownych dyskusji. Wychodzące na światło dzienne zbrodnie popełnione w Gospiciu w 1991 r. rzucają cień na chorwacką niepodległość.
W Café Valentino bierze się przy wejściu poduszkę. Zamiast przy stoliku można usiąść na skałce i wpatrywać się w grę świateł na nocnym morzu, sącząc drinki zakochanych lub samotnych. Morze uderza delikatnie o brzeg, o który oparła się kafejka. W głębi nocy mrugają światła portu, dokąd przypływa prom z Wenecji. Jesteśmy w Rovinju. Po włosku: Rovigno, wszak zaledwie pół wieku temu półwysep Istria należał do Italii.
Kiedy George Clooney postanowił opuścić popularny na całym świecie serial „Ostry dyżur”, wydawało się, że jest to początek końca tej opery mydlanej z życia sfer medycznych. Producenci postawili wówczas na chorwackiego aktora Gorana Visznjicia i nie zawiedli się – aktor z Bałkanów doskonale zastąpił sławnego hollywoodzkiego amanta. Kariera byłego żołnierza, który bronił Chorwacji przed wojskami serbskimi, następnie najlepszego Hamleta w historii teatru swego kraju, wydaje się jak z bajki.
Porażka w wyborach parlamentarnych (3 stycznia) partii zmarłego niedawno prezydenta Franja Tudjmana to dla Chorwacji coś więcej niż polityczne trzęsienie ziemi: to być może początek nowego kraju, gdzie wojna jest historią, a nie stałym stanem społecznej świadomości. Czy mające się odbyć 24 stycznia wybory prezydenckie potwierdzą zmianę?
Dinko Szakić, jeden z ostatnich żyjących funkcjonariuszy faszystowskiego państwa chorwackiego, skazany został przez sąd w Zagrzebiu na 20 lat więzienia. Wyrok ten, wydany na okrutnego komendanta obozu w Jasenovcu, jest dla wielu dowodem, iż Chorwacja zdecydowanie odcina się od swojej mrocznej, ustaszowskiej przeszłości. Ale nie brak też tych, którzy - jak Szakić - uważają, że Niezależne Państwo Chorwatów z czasów drugiej wojny światowej to piękna karta w historii narodu.