O chorobie Parkinsona z pierwszej ręki
W Polsce z chorobą Parkinsona żyje 80 tys. osób, ale tylko połowa prawidłowo się leczy. Dla reszty diagnoza oznacza wyrok – wpędza w izolację, pozbawia pracy, skraca życie. Jak mimo choroby pozostać sobą?
To widziała cała Polska: Andrzej Mazurkiewicz nie może drżącą ręką utrzymać szklanki z herbatą, niełatwo mu pisać ani szybko podnieść się z krzesła. Po przyłożeniu do obojczyka niewielkiego magnesu, którym włącza ukryty pod skórą stymulator - wszystkie objawy znikają: może chodzić, bez trudu trzyma długopis, pewną ręką sięga po szklankę. Jak po przyłożeniu czarodziejskiej różdżki życie z chorobą Parkinsona przestaje być koszmarem.
Kiedy w 1817 r. James Parkinson w "Traktacie o Trzęsących się Paralitykach" opisał chorobę nazwaną później jego nazwiskiem, nie znano na nią lekarstwa. Umierało się wtedy na Parkinsona z powodu związanych z unieruchomieniem odleżyn, infekcji układu moczowego i oddechowego. Lekarstwa, których coraz więcej i coraz lepszych, odsunęły od parkinsoników śmierć daleko w starość. Pozostało puste pole: choroba na lata.