6 zł za litr benzyny, litr autogazu – 3 zł? Jeszcze niedawno wydawało się to nieprawdopodobne, a dziś staje się faktem. Tak drogo na stacjach paliw nie było od 2012 r. Módlmy się, by kolejna bariera nie została pokonana i cena nie doszła do 7 zł.
Inflacja się rozpędza, ponieważ rządzący odpalili wszystkie motory, które ją napędzają. Czy wzrost cen wymknie się spod kontroli?
Jest wiele powodów, dla których ceny w dyskontach u nas i za Odrą coraz mniej się różnią. Część z nich zawdzięczamy polskim politykom.
Ceny się rozgrzały. W maju wzrosły o prawie 5 proc. w stosunku do maja 2020 r. Czy to tylko przejściowy skutek otwarcia gospodarki po wielomiesięcznym lockdownie, czy już drożyzna, która się rozpędza?
Tempo wzrostu cen staje się coraz szybsze. W kwietniu były już o 4,3 proc. wyższe niż rok wcześniej. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca podskoczyły o 0,8 proc. Są powody do niepokoju, że maj będzie jeszcze droższy. Polacy trzymają się za kieszeń, ale rząd się cieszy. Na razie.
Według wstępnego oszacowania GUS w kwietniu inflacja wyniosła 4,3 proc. To największa wartość wskaźnika od marca 2020, ale z całą pewnością nie najwyższa, jaką zobaczymy w tym roku. Winnych nie brakuje: drożeją paliwa, dobra trwałe, usługi i żywność.
Na respiratory, na gaszenie Biebrzańskiego Parku Narodowego – Polacy przejmują obowiązki państwa i finansują rzeczy, na które już przekazali pieniądze w podatkach.
Przyczyn drożyzny w Polsce jest kilka. Niektóre, jak pandemia, są od rządu niezależne, nie ma na nie wpływu. Ale nawet tam, gdzie go ma, PiS sprawę zawala.
Polskie fermy drobiu się duszą. Połowa kurczaków, indyków czy kaczek zwykle wyjeżdżała za granicę, teraz eksport stanął. Konsumenci w kraju nie są w stanie tego zjeść.
Ceny profesjonalnych preparatów odkażających wzrosły o kilkaset procent. Klienci i rząd są oburzeni, że na koronawirusie chcą dorabiać cwaniacy.