Ktoś ujął rzecz prosto i treściwie: „Dostajesz pincet od rządu, ale zwracasz pińcet plus inflacja razy dwa”.
Tak wysokich cen nie mieliśmy od 24 lat. Cios byłby mniej bolesny, gdyby Polska prowadziła mądrzejszą politykę fiskalną i monetarną. Dlatego za wojnę Polacy zapłacą dużo więcej niż Niemcy czy Francuzi.
Najłatwiej winę za inflację będzie teraz zrzucić na wojnę. Pamiętajmy jednak, że ona tylko pogorszyła i tak złą sytuację.
To, co rząd zamierza zrobić, powinno się raczej nazywać „tarczą wyborczą”, która może poprawić sondaże PiS. Inflacja jeszcze przyspieszy.
Nie ma powodów, by uważać, że wzrost cen stanie się wolniejszy. PiS nie robi bowiem nic, żeby zlikwidować przyczyny ich szybkiego wzrostu.
Na Węgrzech, podobnie jak w Polsce, ceny lecą w górę. Wybory do parlamentu odbędą się tam wiosną, a elektoratowi drożyzna się nie podoba, premier Viktor Orbán przystąpił więc do akcji poskramiania cen. Będzie jak u nas pod koniec PRL?
Ani NBP, ani rząd nad inflacją nie panują. Nie likwidują nawet tych jej przyczyn, które zależą od nas.
Inflacja sięgnęła w listopadzie prawie 8 proc. i jest najwyższa od dwóch dekad. Dlaczego skoczyła tak wysoko i kiedy może się obniżyć? Rozmowa z ekonomistą Ignacym Morawskim.
Poziom inflacji w październiku zaskoczył analityków, którzy oczekiwali wzrostu cen o 6,4 proc.
Ewa Wójcicka, emerytka z Wrocławia, o rachunkach nie chce rozmawiać. Co miesiąc liczy, o ile więcej wydają z mężem na życie, leki, opłaty. Czynsz właśnie wzrósł do 640 zł – za 42 m kw. w jednej z największych spółdzielni we Wrocławiu.