Inauguracja Europejskiej Wspólnoty Politycznej zakończyła się sukcesem. Nie ma jednak porozumienia w sprawie wspólnego zbijania cen energii. Część członków UE, w tym Polska, nie może pogodzić się z pomysłem Niemiec, które chcą wydać 200 mld euro na własny hamulec. Innych na to nie stać.
Wielka Brytania ogranicza dostawy gazu do niektórych gałęzi gospodarki, a Hiszpania ustanawia limity temperatur dla klimatyzacji i ogrzewania. Koniec z energetycznym luksusem w Europie.
Zaczęliśmy zaciskać pasa. Jedni z obawy o stan swego portfela, inni z obawy o stan świata i los planety. W najgorszej sytuacji są ci, którym w pasie zaczyna brakować już dziurek.
W rzeczywistości ok. 20 proc. ostatecznej ceny na rachunku może wiązać się z kosztem emisji dwutlenku węgla. Są to zresztą pieniądze, które można zainwestować w transformację energetyczną – mówi „Polityce” komisarz UE ds. energii Kadri Simson.
Nie ma powodów, by uważać, że wzrost cen stanie się wolniejszy. PiS nie robi bowiem nic, żeby zlikwidować przyczyny ich szybkiego wzrostu.
Paliwem polskiego sporu politycznego stał się gaz ziemny. Przez lata słyszeliśmy, że nieważne, ile kosztuje, bo bezpieczeństwo energetyczne nie ma ceny. Dziś okazuje się, że ma cenę, i to wyjątkowo wysoką.
Unia i NATO ponownie grożą Rosji surowymi sankcjami w razie agresji wobec Ukrainy. Premier Morawiecki nie wywalczył nic w sprawie kryzysu cenowego na rynku energii.
Rosną rachunki za prąd, gaz, węgiel, benzynę. Już ponad 4,6 mln Polaków ma problemy z zaspokojeniem swoich energetycznych potrzeb. Tymczasem rząd wciąż nie ma pomysłu, jak im pomóc. A zima za pasem.