Chociaż na pierwszy rzut oka te dzieła – kultowy film i nową grę CD Projekt RED – wiele różni, to oba wywodzą się z tego samego miejsca w amerykańskiej popkulturze.
Na nową grę polskiego studia CD Projekt RED czekaliśmy od lat. W końcu jest – spóźniona i niewolna od błędów. Zadowolenie klientów miesza się ze złością. O powodach obu tych reakcji opowiadamy w naszym kulturalnym podkaście.
„Cyberpunk 2077” okazał się zarówno bardzo udaną fabularnie grą, jak i półproduktem, który w takim stanie w ogóle nie powinien był trafić do sprzedaży.
Napięcie związane z przesuwaniem premiery „Cyberpunka 2077” można zrozumieć, oglądając reakcje fanów. Ich niecierpliwość budzi moje zdziwienie.
Czy informatycy mają prawo narzekać, że muszą pracować w sobotę? Ogromne emocje wywołała wieść o tym, że twórcy gry „Cyberpunk 2077” mają pracować w nadgodzinach.
Gdyby nie Polacy, ręka Fringilli nigdy by nie uschła, a głowa bazyliszka byłaby gumowym rekwizytem. Nie dajcie się zwieść Netflixowi. Prawdziwe czary dzieją się nie w Aretuzie, lecz w studiu Platige Image.
Opowieści Potockiego, Lema, Piekary i Przybyłka doczekają się interaktywnych wariacji. Szykuje się fala polskich gier wideo odwołujących się do rodzimej literatury.
Gry komputerowe to dziś wielki biznes. Firma CD Projekt, twórca „Wiedźmina”, jest obecnie warta więcej niż państwowe giganty elektroenergetyki – PGE, Energa, Enea i Tauron – razem wzięte. Setki nowych firm próbują powtórzyć ten sukces.
Wystarczyło kilka sekund obecności wirtualnego Keanu Reevesa na ekranie, by świat ogarnęła gorączka na punkcie gry „Cyberpunk 2077”. Marzenia i nadzieje – bo przecież wciąż nie wiemy, ile warta będzie sama gra – są, jak widać, bezcenne.
CD Projekt RED ujawnił datę premiery gry „Cyberpunk 2077”. I wyciągnął asa z rękawa – jedną z głównych ról zagra Keanu Reeves.