Od lat żyjemy ponad stan (wydatki państwa są o dziesiątki miliardów złotych wyższe od przychodów), ale dopiero w tym roku wszystko się posypało. Optymizm rządu przy uchwalaniu budżetu poszedł za daleko i teraz trzeba państwowe kwity przystosować do realiów.
Nad tym, jak sukces przerobić w klęskę, pracowali jedni; inni pracowali nad zamianą klęski w sukces.
Dla Polski największym sukcesem jest samo uzgodnienie nowego budżetu, bo można spokojnie planować nowe inwestycje. Unii taki okrojony i konserwatywny budżet wyjść z kryzysu na pewno nie pomoże.
„Donald Tusk w zbroi husarskiej szturmuje zastępy płatników netto” – taki obraz mógłby namalować w tym tygodniu Jan Matejko.
Założenia do przyszłorocznego budżetu, uchwalonego właśnie przez Sejm, mogą okazać się zbyt optymistyczne. Jeśli nasza gospodarka otrze się o recesję, tę najważniejszą z ustaw trzeba będzie w trakcie roku nowelizować.
Inwestycje Polskie mają być cudownym sposobem na zebranie miliardów złotych potrzebnych do rozruszania gospodarki, i to bez wzrostu długu publicznego. Z cudami w gospodarce trzeba jednak uważać.
Przez Warszawę przejdą w tym tygodniu nie tylko zwolennicy ojca Rydzyka, Solidarności i PiS. 27 września z Sali Kongresowej do Sejmu pomaszerują uczestnicy Samorządowego Kongresu Oświaty.
Przykro patrzeć jak z ministra finansów i jego prognoz - na temat przyszłorocznego budżetu - stopniowo wyparowuje optymizm. Jak wynika z rządowego projektu w 2013 roku PKB Polski wzrośnie już tylko o 2,2 proc. To jeszcze nie kryzys, ale już „marszobieg żółwia”. Część społeczeństwa będzie to sporo kosztować.
Po styczniowej batalii o politykę lekową mamy kampanię emerytalną i walkę o deregulację dostępu do wielu zawodów. Na bok odeszła kwestia reformy finansów publicznych i redukcji wydatków państwa. A to sprawy równie istotne.
Sejm przyjął nowy budżet w dniu, który przyniósł świetne dane o naszej gospodarce. O ile gorzej będzie w kolejnych kwartałach?