Gorący dzień w Sejmie. Posłowie przyjęli projekt przyszłorocznego budżetu, zdecydowali o wolnej wigilii i uchylili immunitet prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Utrzymywanie prezentów PiS, naprawianie jego błędów i wielkie zbrojenia oznaczają tylko jedno: musimy bardzo dużo pożyczyć. Tymczasem największym zagrożeniem dla budżetu w parlamencie nie jest na razie opozycja, ale spory wewnątrz koalicji.
Znowelizowany budżet uwzględnia wydatki związane z powodzią. „Jest też ważna zmiana w innym obszarze: rezerwa budżetowa na budownictwo została zwiększona o 421 mln zł” – przekazała ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
W pokoju nauczycielskim codziennie rozmawia się o przejściu na emeryturę i dorabianiu, o dwóch etatach w tym roku i urlopie na poratowanie zdrowia w roku przyszłym. Czy to normalne?
Gdyby w rządzie zasiadał cesarz Wespazjan, a w Polsce nie brakowało toalet publicznych, minister finansów mógłby zakrzyknąć: pecunia non olet. W obecnej sytuacji pozostaje negocjować w koalicji każdy miliard. Ale to nie pieniądze są największym problemem, a niezgodność co do obranego kursu.
Najlepszą ze złych wiadomości byłoby to, że wydatki na zbrojenia i rozrost armii zostały niedoszacowane lub że – zwyczajnie – wszystko podrożało.
Decyzja PKW w sprawie sprawozdania PiS; neosędzia na czele Sądu Najwyższego; budżet pełen rekordów; pierwszy F-35 dla Polski; ostatni dzień Campus Polska.
We wstępnym projekcie budżetu na 2025 r. rząd pobił wiele rekordów. Na czele z 289 mld deficytu oraz 222 mld zł wydatków na zdrowie. Ten rozmach cieszy, ale i przeraża. Cieszy, bo zapowiada rozwój, przeraża – bo balansujemy na granicy dopuszczalnego zadłużenia, które zbliży się do 60 proc. PKB.
Zamiast po prostu jakoś współpracować z rządem, który w zamian na pewno oszczędziłby mu upokorzeń, Duda prowokuje i wdaje się w utarczki, w których jest bez szans. Teraz wymyślił sobie zwołanie Rady Gabinetowej.