Dla kultury popularnej nadejście wielkiej katastrofy jest już czymś tak oczywistym, że naprawdę interesujące stało się to, co będzie po niej. To dlatego strach przed atomowym grzybem zamienił się w obawę przed hordą zombie.
Irańczycy to też ludzie, a niektórzy z nich są nawet racjonalni – to dla reszty świata najważniejsza konkluzja po czterodniowym maratonie negocjacyjnym w Genewie. W niedzielę rano zakończył się on podpisaniem z Iranem pierwszej od siedmiu lat umowy w sprawie atomu.
Napięcie w Korei przypomina o niebezpieczeństwach związanych z lotami samolotów wyposażonych w broń jądrową, nawet w sytuacjach rutynowych patroli.
Tylko dziewięć państw ma bombę atomową, aż 38 dysponuje uranem i plutonem o wartości bojowej. Barack Obama zgromadził ich przywódców na szczycie w Waszyngtonie.
Rok temu Obama przedstawił swą wizję świata, wolnego od broni jądrowej i opowiedział się za prawem ludzi na całym świecie do życia bez lęku przed nuklearną zagładą. Podpisanie nowego układu START – to pierwszy krok na drodze do tej wizji. Ale czy nowy układ, podpisany przez prezydentów Obamę i Miediediewa, to istotnie kamień milowy na drodze do świata bez broni jądrowej? Czy też – jak uważają sceptycy – gest bez znaczenia, bo głowic pozostałych po redukcji starczy aż nadto do zniszczenia życia na Ziemi?
Rada Bezpieczeństwa ONZ rozważy wprowadzenie nowych sankcji, by zatrzymać program atomowy Iranu. Potem pozostanie już tylko krok do akcji militarnej.
Izrael z Iranem mieli rozmawiać o przekształceniu regionu w strefę bez broni nuklearnej. Czy to realny scenariusz?
Świat bez broni jądrowej? Za tę wizję Barack Obama odbierze w grudniu pokojową Nagrodę Nobla. Rozbrojenie atomowe to klamra jego polityki zagranicznej.