W niemieckim Philippsburgu odłączono od sieci reaktor B, a na tym nie koniec. Aktywiści protestują, bo widzą w energetyce jądrowej sojusznika w walce z kryzysem klimatycznym. Czy mają rację?
Nie minął miesiąc od pogrzebania traktatu INF, a Stany Zjednoczone i Rosja już pokazały, że od dawna pracują nad nowym uzbrojeniem rakietowym. Polska albo wejdzie w rakietowy trend, albo nie będzie się liczyć.
Kim Dzong Un może sobie strzelać do woli, robił sceny już wielokrotnie, wojny dotąd z tego nie było i pewnie nie będzie. Konsekwentnie się też zbroi, by mieć jeszcze silniejszą pozycję. Pytanie tylko, po co mu ona, skoro nie jest gotowy na żadne kompromisy?
Republika Islamska w odpowiedzi na sankcje USA zapowiada dalsze wzbogacanie uranu i liczy, że wytrzyma presję, a odmawiając Trumpowi sukcesu dyplomatycznego, przyczyni się do jego porażki w przyszłorocznych wyborach.
Donald Trump, oblężony przez prokuratorów i demokratów w Kongresie, potrzebuje międzynarodowego sukcesu jak kania dżdżu. Ucichłyby wtedy głosy domagające się jego impeachmentu.
Kroplą, która przepełniła czarę, stało się rozmieszczenie przez Rosję rakiet typu Cruise 9M729, mogących z terytorium Federacji Rosyjskiej bez trudu dolecieć do Paryża lub Londynu.
Scenariusze użycia broni jądrowej znowu schodzą na poziom taktyczny. Taki, w którym najbardziej ucierpią kraje frontowe – jak Polska. Tu pytania, kto zaczął i kto ma rację, tracą sens.
Prezydent USA chce renegocjować układ z Iranem. Tyle że przywrócenie sankcji będzie oznaczać jego zerwanie.
Im większe zagrożenie nuklearnym konfliktem, tym większa niechęć do redukcji atomowych arsenałów.
Media w USA na potęgę publikują instrukcje postępowania w razie ataku bronią jądrową. Przesada czy uzasadniona potrzeba?